Rynek Główny w Krakowie. Na scenie ustawionej między Sukiennicami a wieżą ratuszową grupa młodych dam i panów tańczy mazura i kilka innych skocznych tańców. Kolorowe stroje migoczą w słońcu… Ciekawe, czy to futro, którym obite są ich czapki, nie przeszkadza im przy aktualnie panujących upałach? Przecież to musi mocno dogrzewać…
W trakcie jednego z tańców, wykonywanego przez 3 damy, na scenie zjawia się… diabeł! Mefistofeles w czerwonej szacie, z długim ogonem i zakręconymi rogami jak u kozła. Tańczy z paniami, od czasu do czasu bezwstydnie przykucając (niemal kładąc się) na deskach, aby zajrzeć im pod suknie. W jakiś czas później do tancerek i rogatego kusiciela dołącza kilku mężczyzn – tych samych, którzy już wcześniej pojawili się na scenie. A razem z nimi zjawia się mistrz Jan Twardowski, znany alchemik i czarnoksiężnik, jadący na wielkim kogucie z jaskrawo czerwoną głową. I tu zaczyna się zabawa. Mefisto i Twardowski walczą, krążąc w ciasnym okręgu. Czart co jakiś czas przeskakuje ponad „rumakiem” mistrza Jana lub wskakuje mu na grzbiet i zaciska szponiaste łapska na ciele mężczyzny. Tancerze krążą wokół nich, jakby pogrążeni w transie… W końcu jednak Twardowski pokonuje szatana, który ucieka w popłochu. Następuje kolejny skoczny taniec, po którym panowie i panie schodzą ze sceny.
Krótko potem na podwyższeniu pojawia się Lajkonik: mężczyzna na (sztucznym!) koniu, ubrany w długą szatę na wzór tych, które nosili Tatarzy. Za nim podąża grupa podobnie ubranych mężczyzn i druga, ubrana w stroje krakowskich „włóczków” (czyli flisaków – ludzi, którzy zajmowali się spławianiem drewna Wisłą). Odbywa się krótka taneczna bitwa między tymi „armiami”, a następnie Lajkonik rusza w tany ze znanymi nam już damami. Wszystko oczywiście pod czujnym okiem widzów i akompaniamencie nie tylko odpowiedniej muzyki, ale także radosnych oklasków. A już szczególnie cieszą się dzieci, które miały możliwość obrzucić obie „armie” piankowymi piłkami. Całość była częścią „Pochodu Lajkonika”.
Kim jest Lajkonik? Legenda łączy tę barwną postać z historycznym wydarzeniem z 1287 roku, najazdem Tatarów na Kraków. Najeźdźcy zakradli się pod miasto w nocy i postanowili wejść do niego rankiem, a wcześniej przenocować nad Wisłą. Ich wybór padł na Zwierzyniec, który w tamtych czasach był wioską, a dziś – dzielnicą miasta. Tam też zostali wypatrzeni przez flisaków, którzy napadli na ich obóz. Miasto uratowane! „Włóczkowie” zabrali tatarskie konie i stroje, przebrali się, po czym wjechali do Krakowa. Na początku wzbudzili strach, lecz po wyjaśnieniu całej sytuacji mieszczanie bardzo się ucieszyli. Burmistrz nakazał, aby od tego czasu co roku, w oktawę Bożego Ciała odbywał się „Pochód Lajkonika”. Flisak ubrany w tatarskie szaty miał przejeżdżać konno przez Kraków i wjeżdżać na Rynek Główny w towarzystwie gromady innych mężczyzn wykonujących ten zawód. Przemarsz miał zaczynać się od Zwierzyńca, na pamiątkę wydarzenia, od którego to wszystko się zaczęło. Profesja „włóczka” już od dawna nie istnieje, ale tradycja ciągle żyje… Niektórzy mówią, że ten, kogo Lajkonik uderzy swoją buławą będzie miał szczęście.
A kim był mistrz Jan Twardowski? Legendy o nim pochodzą z czasów późniejszych, z XVI wieku. Mówi się, że zajmował się magią i alchemią. Z pomocą magii stworzył wielkiego koguta, na którym jeździł jak na koniu. Ponoć nawet zmusił diabła do służenia mu! I w tym miejscu zaczynają się nieścisłości. Najbardziej popularna wersja wiąże się z tym, że Twardowski miał oddać swoją duszę w szatańskie władanie w Rzymie (mieście), ale nie chciał tam jechać. Więc został przechytrzony: diablisko zawiesiło na karczmie szyld „Rzym” i zaczęło udawać człowieka, którego matka potrzebowała pomocy, bo była chora. I złapał mistrza, bo „Ta karczma Rzym się nazywa!” Ale Jan ani myślał iść do piekła. Zaczął się modlić (w innej wersji – śpiewać religijną pieśń), co tak rozwścieczyło biesa, że wypuścił go ze swoich szponów. Mistrz spadł na Księżyc i tam już pozostał. W innym wariancie, dusza alchemika miała zostać zabrana do piekła po tym, jak wypowie imię tego konkretnego diabła w mieście Rzym. A ponieważ nie poznał imienia swojego sługi, udało mu się uniknąć katuszy. Natomiast poeta Adam Mickiewicz opisał jeszcze inne zakończenie tej historii: według ballady „Pani Twardowska”, czarnoksiężnik spotkał Mefistofelesa w karczmie podczas uczty. Uniknął wyprawy do piekła dzięki temu, że nakazał diabłu… przez rok mieszkać z jego własną żoną, która była – łagodnie rzecz ujmując – kobietą trudnego charakteru. Szatan po prostu przestraszył się małżonki Jana i uciekł!
Aby zobaczyć więcej zdjęć z opisanego wyżej przedstawienia, przejdź do galerii: https://monikacisek.pl/moje-zdjecia/pochod-lajkonika-krakow-2019/
Main Market Square in Kraków. On a stage is set between the Cloth Hall and the Town Hall Tower, a group of young ladies and gentlemen dressed in attire from several centuries ago dances a Mazur and a few other lively dances. Colourful costumes flicker in the sun… I wonder if that fur with which their hats are coated do not disturb them in the current heat? After all, it must warm them up strongly…
During one of the dances, done by 3 ladies, a… devil appears on the stage! Mephistopheles in a red robe, with a long tail and curled horns like those of a goat. He dances with the ladies, shamelessly squatting (almost lying down) on the boards from time to time to look under their dresses. Sometime later, several men – the same ones who’d already been onstage – join the female dancers and the horned tempter. And together with them appears master Jan [John] Twardowski, a well-known alchemist and wizard, riding a huge rooster with a bright red head. And here the fun begins. Mephisto and Twardowski fight, going around in a tight circle. The deuce jumps over the master Jan’s „steed” from time to time or jumps on his back and clenches his clawed paws on the man’s body. Dancers circle them, as if in a trance… Finally, however, Twardowski defeats Satan, who runs away in panic. Another lively dance follows, after which the gentlemen and ladies leave the stage.
Shortly thereafter, on the elevation, Lajkonik appears on the platform: a man on an (artificial) horse, wearing a long robe, like those of the Tatars. Behind him follows a group of similarly dressed men and the other one, dressed in the clothes of Kraków’s „włóczki” (that is, rafters – people who were engaged in floating wood down the Vistula River). A short dance battle takes place between these „armies” and then Lajkonik starts dancing with the ladies we already know. All of course, under the watchful eye of the audience and the accompaniment of not only appropriate music but also joyful applause. And the children, who had the possibility of throwing foam balls at both „armies”, are especially happy. The whole thing is a part of “Lajkonik’s March”.
Who is Lajkonik? The legend combines this colourful figure with the historical event of 1287, the Tatar invasion of Kraków. The invaders sneaked to near the city at night and decided to enter it in the morning, and earlier to spend the night near the Vistula River. Their choice was Zwierzyniec, which in those times was a village, and now – the city quarter. There they were spotted by the rafters, who attacked their camp. The city was saved! „Włóczki” took Tatar horses and costumes, changed their clothes, and then entered Kraków. In the beginning, they aroused fear, but after explaining the whole situation the townspeople were very happy. The mayor ordered that from that time every year, in the octave of Corpus Christi, a „Lajkonik’s March” was to take place. A rafter dressed in Tatar robes was to ride a horse across Kraków and enter the Main Market Square in the company of a group of other men doing this profession. The march was to start from Zwierzyniec, to commemorate the event from which this all began. The profession of „włóczek” has not existed for a long time, but the tradition is still alive… Some say that the one whom Lajkonik hits with his mace will be lucky.
And who was Master Jan Twardowski? Legends about him come from later times, from the sixteenth century. It is said that he dealt with magic and alchemy. With the help of magic, he created a great rooster, which he rode like a horse. Supposedly, he even forced the devil to serve him! And here begin inaccuracies. The most popular version is connected with the fact that Twardowski had to give in his soul to the satanic rule in Rome (the city), but he did not wish to go there. So he was outsmarted: the devil hung the signboard „Rome” on an inn and pretended to be a man whose mother needed help because she was ill. And he caught the master, because „This inn is called Rome!” But Jan did not think to go to hell. He began to pray (in a different version – to sing a religious song), which enraged the devil so that he let him go out of his claws. The Master fell to the Moon, where he remained. In another variant, the soul of the alchemist was to be taken to hell after he uttered the name of this particular devil in the city of Rome. And because he did not know the name of his servant, he managed to avoid torture. The poet Adam Mickiewicz described a different ending to this story: according to the ballad „Mrs Twardowska”, the wizard met Mephistopheles in the inn during a feast. He avoided the expedition to hell because he ordered the devil to… live with his own wife who was – to put it mildly – a woman of a difficult character, for a year. Satan just got scared of Jan’s wife and escaped!
To see more photos from the performance described above, go to the gallery: https://monikacisek.pl/moje-zdjecia/pochod-lajkonika-krakow-2019/