Znacie to uczucie, kiedy siedzicie na lekcji w szkole, na zajęciach na uczelni, czy też w pracy i myślicie sobie: „Przydałoby mi się kilka dni wolnego!”? Z pewnością. Ja też je znam… I znał je, aż nazbyt dobrze, pan Müller – pracownik biurowy. Wiecznie zajęty, często zmuszony pracować nawet w weekendy, właściwie nie pamiętał kiedy miał więcej czasu dla siebie. W końcu stwierdził, że musi znaleźć sposób na to, żeby dostać urlop. Wiedział, że nie będzie to łatwe: jego szef nie należał do tych, którzy chętnie pozwalali swoim pracownikom spędzić kilka dni w domu bez wykonywania ważnych zadań dla firmy. Ale po pewnym czasie nasz bohater znalazł sposób na zmuszenie swojego pracodawcy do wypuszczenie go z biura przed oficjalnym końcem dnia pracy i danie mu kilka dni na odpoczynek. Jaki? Wystarczy udać, że przepracowanie źle wpłynęło na jego stan psychiczny.
Wiedząc, że szef, pan Färber, miał go tego dnia odwiedzić („kontrola jakości pracy”, jak to zostało określone w powiadomieniu wysłanym na służbową pocztę elektroniczną), pan Müller od rana uwijał się jak w ukropie. Wypełniał wszystkie zaległe dokumenty, porządkował te już wypełnione, pisał maile do klientów. W końcu zauważył, że zbliża się godzina wizyty. Uśmiechnął się do siebie. Wziął papiery, które właśnie przeglądał, i rozrzucił je na swoim biurku tak, aby tworzyły „twórczy nieład”. Następnie przesunął krzesło, na którym siedział, i ustawił je dokładnie pod lampą oświetlającą biuro. Wspiął się na nie, schwycił obiema dłońmi klosz lampy i kopnął krzesło tak, że się odsunęło. W chwilę później otworzyły się drzwi. Szef? Nie, to tylko współpracownica, której przydzielono drugie biurko w tym samym pokoju.
– A cóż ty tam robisz na górze? – zdziwiła się kobieta. Pan Müller uśmiechnął się szeroko i wyjaśnił jej swój plan. Kobieta zaśmiała się.
– Podoba mi się twój tok myślenia, Michael.
Akurat w tym momencie drzwi pomieszczenia znów się otworzyły i stanął w nich pan Färber.
– Co to ma być? Müller, co pan robi? – mężczyzna zaczerwienił się na twarzy, jego głos wszedł w rejestry niebezpieczne zbliżone do krzyku.
– Jestem żarówką, szefie! – nasz nowy znajomy uśmiechnął się po raz kolejny.
– Chyba pan zwariował. Proszę zejść na dół i iść do domu, odpocząć. Widzimy się w poniedziałek i nie chcę słyszeć tego rodzaju bredni.
„Żarówka” zeszła więc ze swojego miejsca, zdjęła palto z wieszaka, narzuciła je na siebie i wyszła z biura. Kiedy tylko się to stało, współpracownica „wariata”, pani Meyer, założyła swój własny płaszcz i także skierowała się w kierunku drzwi.
– Meyer, co pani robi? – zdziwił się szef. Jednak kiedy usłyszał odpowiedź, najpierw zdumiał się jeszcze bardziej, a potem machnął ręką i pozwolił kobiecie wyjść. Jak sądzicie, co ona powiedziała?
Do you know this feeling when you sit at a school lesson, at a college or at work, and you think, „I could have a few days off!”? Certainly. I know it too… And Mr Müller – an office worker – knew it all too well too. Always busy, often forced to work even during the weekends, he hardly remembered when he’d had more time for himself. Eventually, he thought that he had to find a way to get a leave of absence. He knew that it would not be easy: his boss was not one of those who would let his employees spend a few days at home without performing important tasks for the company. But after some time, our character found a way to force his employer to release him from the office before the official end of the working day and give him a few days to rest. What was it? It was enough to pretend that the overworking affected his mental state badly.
Knowing that the boss, Mr Färber, was going to visit him that day („work quality control”, as it was stated in the notification sent to the business e-mail), Mr Müller worked like a man possessed all morning. He filled all the outstanding documents, ordered those already completed, he wrote e-mails to clients. Finally, he noticed that the time of the visit was approaching. He smiled to himself. He took the papers he was just looking at and scattered them on his desk so that they created a „creative mess.” Then he moved the chair on which he sat and placed it exactly under the lamp illuminating the office. He climbed it, grasped the lampshade with his both hands, and kicked the chair so that it moved away. A moment later, the door opened. The boss? No, it was just a co-worker to whom the second desk in the same room was assigned.
„And what are you doing up there?” The woman was surprised. Mr Müller smiled broadly and explained his plan to her. The woman laughed.
„I like your way of thinking, Michael.”
Just at that moment, the room door opened again and Mr Färber stood in it.
„What is it supposed to be? Müller, what are you doing?” the man blushed on his face, his voice entered the registers dangerously close to a scream.
„I’m a light bulb, boss!” Our new friend smiled once again.
„You must have gone crazy. Come down and go home, have some rest. We see each other on Monday and I do not want to hear this kind of stuff and nonsense.”
So, the „bulb” went down from its place, took its coat from the hanger, put it on, and left the office. As soon as this happened, the co-worker of the „madman”, Mrs Meyer, put on her own coat and also headed towards the door.
„Meyer, what are you doing?” The boss was confused. However, when he heard the answer, he was even more surprised, and then waved his hand and let the woman leave. What do you think she said?