Czy klabaternik to:
a) ten kto wymierza karę chłosty?
b) duch opiekuńczy strzegący statku?
c) zdobywca szczytów górskich?
ODPOWIEDŹ: b)
Słowianie znali wiele duchów, złych i dobrych. Klabaternik należał do tych drugich. Był to mały, gruby człowieczek o wiecznie złym wyrazie twarzy, na pierwszy rzut oka nieco straszny, choć w większości przypadków bać się go nie trzeba było. Żył sobie spokojnie na statkach – tych dużych, które przewoziły towary przez morza – i pilnował, aby „jego” okrętu nie spotkało nieszczęście: oświetlał latarnią podwodne skały i mielizny. Mały podróżnik był także czymś w rodzaju „stróża moralności” wilków morskich. Jeśli ktokolwiek z załogi okazał się tchórzem w obliczu niebezpieczeństwa lub złamał stare prawa związane z przeprawą morską, klabaternik zmieniał się nie do poznania: z dobrego, opiekuńczego ducha stawał się wyjątkowo złośliwą „osobą”. Marynarze, którzy splamili swój honor, dostawali od niego kuksańca, musieli zaczynać od nowa zepsutą przez niego robotę, lub orientowali się, że ktoś zjadł część ich posiłku. Woleli jednak takie kary za swe uczynki niż te, które przewidywał kodeks morski spisany za czasów Zygmunta Augusta. I tak: jeśli kogoś przyłapano na pijaństwie lub zaniedbywaniu pracy, którą miał wykonać, karano lenia chłostą, jednocześnie polewając rany słoną wodą (która, jak wiadomo, zwiększa odczuwanie bólu). Bluźnierstwo karano ostrzej: niewyparzona gęba długo nie mogła normalnie przyjmować pokarmów, bo marynarzowi wypalano dziurę w języku kawałkiem rozgrzanego żelaza. Złapaną na statku kobietę lekkich obyczajów wyrzucano za burtę, a tego, kto poważył się ją sprowadzić, chłostano. Dlatego też marynarze nie żywili urazy do klabaternika, który swoimi drobnymi psikusami przypominał im o konieczności przestrzegania prawa. Lepsze takie kary niż te, które miłościwie im panujący król nakazał stosować, prawda? Oni też tak uważali…
Is klabaternik:
a) the one who imposes the penalty of flogging?
b) a caring spirit guarding the vessel?
c) a conqueror of the mountain peaks?
ANSWER: b)
The Slavs knew many ghosts, bad and good. Klabaternik belonged to the second ones. It was a small, fat man with a perpetually bad facial expression, a little scary at the first glance, though in most cases there was no need to be afraid of him. He lived quietly on the ships – the big ones, which transported goods by sea – and saw to it that „his” ship did not met misfortune: he illuminated the underwater rocks and shoals with his lantern. A small traveler was also something of a „guardian of morality” for the seamen. If any of the crew turned out to be a coward in the face of danger or broke the old laws related to sea crossing, klabaternik changed beyond recognition: the good, caring spirit became an extremely malicious „person”. The sailors who stained their honor got a blow from him, had to start doing the work that he’d spoiled again, or noticed that someone had eaten part of their meal. However, they preferred such punishments for their deeds than those provided by the Maritime Code written in the days of Sigismund Augustus. And so: if someone was caught on drunkenness or neglecting the work they were to do, they punished the lazy one by flogging, pouring the salt water on the wounds (which is known to increase the feeling of pain) at the same time. A blasphemy was punished more harshly: a big mouth couldn’t take food normally for long time, because they fired the sailor a hole in the tongue with a piece of hot iron. A woman of loose morals caught on the board was thrown overboard, and the one who dared to bring her in was flogged. Therefore, the seamen harbored no resentment against klabaternik, who reminded them of the need to obey the law with his small pranks. Such penalties were better than the ones the graciously reigning king ordered to use, right? thought They so too…