Di Renjie (w oficjalnej transkrypcji standardowego języka mandaryńskiego: Dí Rénjié) żył w Chinach w latach 630-700 naszej ery. Sprawował wiele urzędów, ale najbardziej znany stał się dzięki swojej pracy jako sędzia, sędzia pokoju i śledczy. Był to człowiek bardzo spostrzegawczy, obdarzony zmysłem detektywistycznym. Radził sobie nawet ze sprawami, których nikt inny nie potrafił rozwiązać. Jeden z takich bardzo trudnych przypadków szczególnie zapadł mi w pamięć. Posłuchajcie…
Pewnego dnia pan Di Renjie został poproszony o pomoc przez rodzinę młodego mężczyzny. Człowiek ten sprowadził do swojego domu dziewczynę, z którą miał się ożenić. Narzeczona została w pełni zaakceptowana przez jego matkę; swaci się o to postarali. Horoskopy obojga młodych zostały dokładnie sprawdzone, gdyż bez ich zgodności nie mogło być mowy o zawarciu przez nich formalnego związku – ale i tu nie dopatrzono się żadnych przeciwwskazań. A jednak stało się coś niewyobrażalnego… Panna młoda została otruta! Wykorzystano do tego jad żmii. Dlaczego ktoś miałby to zrobić? Może przyszła teściowa tylko udawała, że zaakceptowała wybrankę syna? A może komuś z zewnątrz zależało, żeby młodzieniec i jego partnerka nie mogli być razem szczęśliwi?
Sędzia wysłuchał opowiedzianej mu historii i obejrzał miejsce, gdzie znaleziono zwłoki dziewczyny – przygotowany specjalnie dla niej pokój. Następnie udał się do innego pomieszczenia, gdzie został poczęstowany herbatą. Zaczął intensywnie myśleć. W pewnej chwili zauważył, że obok czarki z napojem leży odrobina pyłu. Co to? Aha! Gips, który ukruszył się ze stropu. To podsunęło mu pewien pomysł. Zapytał służbę, czy panna młoda piła coś, zanim udała się do przeznaczonej dla niej komnaty. Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, pan Di Renjie udał się do kuchni i zadał kolejne pytanie. Czy trzymano tu truciznę ze żmii? Tak, owszem – była wykorzystywana jako trutka na szkodniki. Pojemnik z nią stał na krokwi, żeby dzieci odwiedzające domostwo nie mogły się do niego dostać. Dobrze, a gdzie dokładnie znajdowało się to naczynie? Nad paleniskiem… Kiedy sędzia przyjrzał się wskazanemu przez służbę miejscu, od razu wiedział, co się wydarzyło. To nie było zabójstwo, lecz nieszczęśliwy wypadek! Skąd mógł mieć taką pewność?
Di Renjie (in the official romanisation system of Standard Chinese: Dí Rénjié) lived in China in 630-700 AD. He held many offices but became best known for his work as a judge, magistrate and investigator. He was a very perceptive man, endowed with a detective sense. He even dealt with cases that no one else could solve. One of these very difficult cases was especially memorable to me. Listen…
One day, Mr Di Renjie was asked for help by the family of a young man. This man brought to his house a girl with whom he was to marry. The bride was fully accepted by his mother; the matchmakers had done their best. The horoscopes of both young people were carefully checked because without their compatibility, there could be no question of entering into a formal relationship – but also here no contraindications were found. And yet, something unimaginable happened… The bride was poisoned! For this, viper venom was used. Why would anyone do this? Maybe the future mother-in-law only pretended that she accepted her son’s chosen one? Or maybe someone from the outside wanted the young man and his partner not to be happy together?
The judge listened to the story told to him and looked at the place where the girl’s body was found – a room specially prepared for her. Then he went to another room, where he was offered tea. He began to think hard. At one point, he noticed that there was a bit of dust next to the cup with the beverage. What is it? Aha! Gypsum which had crumbled from the ceiling. This gave him an idea. He asked the servants whether the bride had drunk anything before going to the room reserved for her. Having received an affirmative answer, Mr Di Renjie went into the kitchen and asked another question. Was viper poison kept here? Yes, indeed – it was used as a poison for pests. The container with it stood on the rafter so that children visiting the house could not get to it. Alright, where exactly was this vessel? Above the hearth… When the judge looked at the place indicated by the servants, he knew immediately what had happened. It had not been a homicide but an unfortunate accident! How could he be so sure?