„Baśń o rumaku zaklętym”, B. Leśmian
"Tale about the enchanted steed", B. Leśmian

Opowiadanie to jest pierwszą historią w zbiorze „Klechdy sezamowe”, o którym pisałam wcześniej. Tekst oryginalny jest autorstwa Bolesława Leśmiana, natomiast autorką angielskiego tłumaczenia jestem ja.

Trzeba bardzo natężyć uwagę, aby od początku do końca wysłuchać baśni o zaklętym rumaku. Jest to bowiem baśń pełna zdarzeń niespodzianych i cudów niesłychanych. Naprawdę czarodziejska baśń. Toteż nieuważnemu i nieostrożnemu słuchaczowi łatwo zabłąkać się w tej baśni tak samo, jak się pewien chłopiec zabłąkał w lesie czarodziejskim. O północy wszystkie ścieżki i drogi tego dziwnego lasu zaczęły ze śmiechem skakać i pląsać i — rozpląsane — uciekały przed chłopcem, ile razy chciał na jedną z nich nastąpić nogą, ażeby po niej wrócić do domu. Trzeba być bardzo uważnym wówczas, kiedy się wchodzi do czarodziejskiego lasu, albo wówczas, kiedy się słucha naprawdę czarodziejskiej baśni. Nawet królowie perscy, arabscy i indyjscy natężali swoją królewską uwagę, gdy im opowiadano tę dziwną i straszną, i osobliwą, i niepojętą baśń o rumaku zaklętym.
Prosimy więc o ciszę, gdyż oto baśń się zaczyna!
Każdemu, kto jest znawcą bajek z tysiąca i jednej nocy, wiadomo od dawna, że w Persji Nowy Rok przypada na wiosnę. U nas — na zimę, a tam — na wiosnę. Pierwszy dzień wiosny jest jednocześnie pierwszym dniem roku. Persowie kochają słońce i kwiaty i dlatego też rozpoczynają swój rok wówczas, kiedy na świecie jest dużo słońca i dużo kwiatów. W dniu owym na całej ziemi perskiej odbywa się wielkie święto. To bardzo przyjemnie, kiedy nadchodzi wielkie święto i dzieją się rozmaite czary. Trzeba bowiem zauważyć, że w Persji jest wielu rozmaitych czarowników, szczególniej w głównym mieście — stolicy Persji, która się nazywa — Szyraz
W takim właśnie dniu, na Nowy Rok, w Szyrazie odbywało się wspaniałe święto. Na ogromnym placu przed pałacem królewskim ustawiono wysoki tron, rzeźbiony ze złota wydobytego niegdyś z Sezamu. Na tym tronie zasiadł sam król w płaszczu purpurowym i w koronie gęsto nabijanej brylantami. Ciekawi poddani starannie zadzierali nosy do góry, ażeby zajrzeć w oślepiający blask korony królewskiej. Ale promienie słońca, odbite od brylantów, trafiały im wprost na twarze i przypiekały nosy ciekawie zadarte do góry.
Po bokach tronu stali rycerze i dworzanie, a na przedzie stali muzykanci nadworni. Muzykanci byli dumni ze swoich złotych i tajemniczych instrumentów i z tego, że ich nauczono grać na tych instrumentach rozmaite melodie. Grali tak zawzięcie i tak skocznie, i tak do tańca, że nie tylko wszyscy poddani, ale nawet sam król nie mógł wytrzymać ani usiedzieć na miejscu i z lekka poruszał się na złotym tronie w takt muzyki. Wszyscy się poruszali i nucili półgłosem. Poddani nucili bez słów, a król nucił takie słowa:
— Przepraszam was, moi poddani, za to, że, zamiast nikogo nie słuchać, słucham waszej gry na złotych instrumentach i poruszam się w takt waszej muzyki.
Tak nucił król. Tymczasem coraz większe tłumy gromadziły się na placu, bo każdy chciał zobaczyć króla, muzykantów i Nowy Rok.
Wówczas podchodzili do króla rozmaici ludzie z rozmaitych krain, żeby się pochwalić magicznymi wynalazkami i czarnoksięskimi odkryciami. Taki był bowiem obyczaj w Persji, że na Nowy Rok pokazywano królowi cuda i dziwy, nieznane dotąd nikomu.
Najpierw stanął przed królem Arab w białym turbanie i w białym płaszczu. Arab pokazał królowi zwierciadło magiczne. Ktokolwiek zajrzał do tego zwierciadła, ten zamiast własnej twarzy widział twarz swego prapradziada. Prapradziad kiwał w zwierciadle głową na powitanie i uśmiechał się, zupełnie jak żywy. Królowi zwierciadło magiczne bardzo się podobało. Kupił je i kazał natychmiast złożyć do swego skarbca. Potem zbliżył się do tronu młody Syryjczyk i położył przed królem zaklętego dukata. Dukat był złoty i miał tę właściwość, że ktokolwiek wsunął go do kieszeni, ten natychmiast dostawał na twarzy mocnych rumieńców. Królowi bardzo się ten dukat podobał i też go kazał złożyć do swego skarbca.
Po Syryjczyku zjawił się Pers i rozwinął przed królem wielki dywan. Dywan był utkany z tej samej purpury, która się pali na obłokach wieczorem, kiedy słońce zachodzi. Dość było rozesłać ten dywan w pokoju, żeby natychmiast słyszeć, jak słońce, zachodząc, opowiada złote i purpurowe bajki, pełne złotych i purpurowych strachów. Żaden człowiek nie umiałby opowiedzieć takich bajek! Królowi dywan bardzo się podobał, kupił go i kazał złożyć do skarbca.
I wielu jeszcze innych czarowników pokazywało królowi różne cuda i dziwy. A gdy już wszyscy wszystko pokazali, król dał znak dłonią, że uroczystość skończona. Muzykanci przestali grać na złotych instrumentach. Czarownicy wyruszyli z powrotem w drogę — każdy do swojej ojczyzny. Poddani zaczęli się rozchodzić do domu. Wtem — nagle — ni stąd, ni zowąd — wysunął się z tłumu jakiś Indianin. Indianin prowadził za uzdę pięknego rumaka, na którym błyszczał złoty czaprak i złote siodło. Rumak był wyciosany z drzewa, ale tak dobrze i dokładnie, że nie tylko wyglądał jak żywy, lecz naprawdę się poruszał, wywracał ogniste ślepia, rozdymał nozdrza i dzwonił złotymi kopytami o ziemię tak zgrabnie i tak naumyślnie, jakby chciał przy tym powiedzieć: „Czy słyszycie, jak ładnie dzwonię?”.
Wszyscy spojrzeli na Indianina i on spojrzał na wszystkich. Wszyscy na jego widok uczuli jakąś trwogę, ale on żadnej trwogi nie uczuł. Szybko i nagle razem z rumakiem zbliżył się do króla, padł przed nim czołem na ziemię, bo tak kazał obyczaj, potem powstał, wskazał dłonią swego rumaka i rzekł z tajemniczym uśmiechem na twarzy:
— Królu, zbliżam się do ciebie ostatni, ale zadziwię ciebie cudem największym ze wszystkich cudów! Tym cudem jest – mój rumak. Spójrz tylko na niego, a zobaczysz, że mówię prawdę.
Król spojrzał na rumaka i rzeczywiście był zachwycony jego widokiem. Wszakże ukrył przed Indianinem swój zachwyt, bo chciał pokazać, że jest znawcą cudów i że już nieraz widywał daleko wspanialsze dziwy. Żeby to pokazać — zmrużył oczy, skrzywił usta i rzekł z przekąsem:
— Już nieraz widywałem daleko wspanialsze dziwy, bo jestem królem, a nie byle jakim włóczęgą. Wprawdzie twój koń jest bardzo dobrze i dokładnie rzeźbiony w drzewie, ale znam rzeźbiarzy, którzy potrafią wyrzeźbić takiego samego, a nawet piękniejszego konia.
Indianin, słysząc te słowa, znowu się uśmiechnął tajemniczo i odpowiedział królowi:
— Ten koń nie tylko ma piękny wygląd, ale posiada zdolności czarodziejskie. Jest to koń naprawdę czarodziejski, niepodobny do innych, zwyczajnych koni. Znam jeden taki sekret, że mogę mego rumaka przymusić do bardzo szybkiego biegu. Ten, kogo nauczę mego sekretu, może tak samo jak ja jeździć na moim rumaku. My, czarnoksiężnicy, lubimy wszystko robić po czarnoksięsku. Nudzi nas zwyczajna jazda na zwyczajnym koniu. Daleko większą przyjemność sprawia nam zaklęta jazda na rumaku zaklętym. Jeżeli Wasza Królewska Mość życzy sobie tego, to natychmiast mogę dosiąść mego rumaka i wypróbować go przed oczyma Waszej Królewskiej Mości i wszystkich poddanych.
— Dobrze — zawołał król — życzę sobie tego, bo chcę się przekonać naocznie, czy twój rumak jest naprawdę rumakiem zaklętym. Pamiętam, że niańka, kiedy byłem małym chłopcem, opowiadała mi pewnej nocy bajkę o rumaku zaklętym. Może to jest ten sam rumak z tej samej bajki. A choćby nawet był rumakiem z jakiejś innej bajki, w każdym razie chcę, żebyś go dosiadł w moich oczach.
Indianin natychmiast dosiadł rumaka, poprawił się w złotym siodle, ściągnął złote cugle i zapytał króla z tym samym tajemniczym uśmiechem:
— Królu, dokąd mi teraz każesz pojechać?
Król długo się namyślał, aż wreszcie rzekł:
— Widzisz tam — przed nami — za miastem — w pustyni daleką górę. Ta góra jest tak daleka, że nie widać jej wyraźnych kształtów. Widać tylko błękitną mgłę. Ale ta mgła błękitna jest właśnie górą, bardzo oddaloną od naszych oczu. Słońce teraz oświetla ową górę, a właściwie ową mgłę błękitną. Oświetlona słońcem mgła błękitna wygląda jak złota. Skieruj swego rumaka do owej mgły złotej, która jest mgłą błękitną, a gdy się zbliżysz do niej — zmieni się w górę. U podnóża góry rośnie palma. Znam wszystkie liście tej palmy, bo sam ją własnoręcznie zasadziłem. Zerwij jeden liść palmowy i przywieź mi go z powrotem na dowód, żeś był u podnóża góry.
Ledwie król wyrzekł te słowa, Indianin natychmiast przykręcił śrubkę ukrytą na szyi konia, pod grzywą. Czarodziejsko nakręcony koń uniósł się wraz z Indianinem w powietrze. Uniósł się tak szybko, że od razu znikł w obłokach. I król, i jego poddani krzyknęli ze zdziwienia i szeroko otworzyli usta i oczy. Nie zdążyli jeszcze przymknąć ust i oczu, a już zobaczyli w obłokach powracającego konno Indianina. Indianin szybko spuszczał się z obłoków na ziemię. Skierował konia na plac — przed tron królewski. W jednej dłoni trzymał cugle, a w drugiej liść palmowy, zerwany u podnóża góry. Zatrzymał rumaka przed królem, zeskoczył z siodła na ziemię, padł czołem do stóp królewskich i złożył wielki liść palmowy.
— Tak — zawołał król, zachwycony tym niezwykłym cudem — to jest na pewno ten sam rumak zaklęty, o którym opowiadała mi moja niańka, kiedy byłem jeszcze małym chłopcem! Jest to bezwarunkowo najpiękniejszy rumak z najpiękniejszej bajki! Chcę koniecznie kupić od ciebie tego rumaka! Dam ci w zamian tyle dukatów, ile tylko zażądasz!
Indianin znów się uśmiechnął tajemniczo i tak odpowiedział królowi:
— Królu, otrzymałem tego rumaka od jednego ze znajomych czarowników. Nie chciał brać w zamian ani dukatów, ani talarów. Zażądał natomiast ręki mojej siostry. Prócz tego musiałem mu złożyć przysięgę, że nigdy nikomu ani za dukaty, ani za talary nie sprzedam mego rumaka. Cudów sprzedawać nie wolno. Wolno mi tylko podarować zaklętego rumaka temu, kto mi odda za żonę swoją siostrę lub córkę. Jeżeli chcesz zostać szczęśliwym właścicielem zaklętego rumaka, to musisz oddać mi za żonę swoją piękną córkę — królewnę perską!
Słysząc te zuchwałe słowa, wszyscy dworzanie i ministrowie wybuchnęli głośnym śmiechem. Damy dworskie zawołały chórem: „Jak śmiesz obrażać naszą królewnę, która tylko królewicza poślubić może!”. Ale najbardziej rozgniewał się na zuchwałego Indianina syn królewski, młody książę Firuz-Szach. Nic jednak nie powiedział, bo był pewien, że sam król ukarze śmiałka. Królowi jednak tak się podobał rumak zaklęty, że nie wiedział, co ma teraz począć i jak postąpić. Zamyślił się i milczał. Milczał i patrzył na rumaka. Patrzył na rumaka i zachwycał się jego złotymi kopytami. Wówczas książę Firuz-Szach wystąpił naprzód i rzekł głosem spokojnym:
— Przepraszam cię, mój ojcze-królu, za to, że się ośmielę zrobić ci uwagę[3]. Zuchwały Indianin obraził twoją córkę a moją siostrę. Wobec wszystkich zebranych na tym placu zażądał jej w zamian za swego konia. Zapomniał o tym, że moja siostra a twoja córka jest królewną i może poślubić tylko królewicza. Ale ty, królu — zamiast ukarać zuchwałego Indianina — zamyśliłeś się i milczysz. Milczysz i patrzysz na rumaka. Patrzysz na rumaka i zachwycasz się jego złotymi kopytami!
— Przepraszam cię, mój synu — odrzekł król — przepraszam cię za to, że mnie tak olśniły złote kopyta zaklętego rumaka. Kocham moją córkę i nigdy nie wydałbym jej za mąż za nieznanego włóczęgę. Wiem, ilu złych czarowników błąka się po naszej ziemi. Może Indianin jest jednym z takich złych czarowników. Prócz tego córka moja jest królewną i musi poślubić królewicza. Ale pomyśl sam, jak to przyjemnie mieć w swoim skarbcu zaklętego rumaka! Cały naród byłby mi wdzięczny za taki nabytek! Kto posiada zaklętego rumaka, ten może swobodnie bujać w obłokach i zwyciężać swoich wrogów chodzących po ziemi. Pomyśl, co by to był dla mnie za smutek, gdyby król innej krainy zgodził się na zuchwałe żądanie Indianina, oddał mu za żonę swoją córkę i otrzymał w zamian zaklętego rumaka! Gdyby się tak stało — umarłbym chyba z rozpaczy! A przecież wiem, że ani ty, mój synu, ani moi poddani nie życzą sobie tego, żebym umarł z rozpaczy. Dlatego też milczę i namyślam się, co mam uczynić? Chciałbym, mój synu, żebyś ty teraz wypróbował zaklętego rumaka. Ciekawy jestem, czy ów rumak będzie posłuszny tobie tak samo, jak był posłuszny Indianinowi. Nie wątpię, że Indianin pozwoli ci dosiąść swego rumaka.
Indianin, słysząc te słowa, natychmiast zbliżył się z rumakiem do księcia Firuz-Szacha, żeby mu podać strzemię i nauczyć go sekretu. Lecz Firuz-Szach podpatrzył dawniej, jak Indianin przykręcał śrubkę na szyi konia. I zanim Indianin zdążył cokolwiek powiedzieć, wskoczył na siodło i przykręcił śrubkę. Zaledwo to uczynił, rumak w mgnieniu oka uniósł go w powietrze. Firuz-Szach zniknął z oczu króla i wszystkich jego poddanych.
— Kto widzi w obłokach mego syna? — zapytał król zlękniony i zdumiony.
— Nikt, nikt, nikt! — odezwały się zewsząd głosy.
Wówczas król zwrócił się do ministra dworu i zapytał:
— Czyś zginął kiedykolwiek w obłokach i czy wiesz, co w takich razach czynić trzeba?
Minister dworu zarumienił się po uszy i rzekł:
— Niech mi Wasza Królewska Mość wybaczy moją ociężałość. Mam już sześćdziesiąt lat i jestem bardzo otyły. Odkąd żyję na świecie — nie zdarzyło mi się jeszcze zginąć w obłokach i nie wiem, co się w takich razach czyni.
Król zawołał zrozpaczony:
— Mam ministra dworu, który nie może mi pomóc wtedy, kiedy spada na mnie prawdziwe nieszczęście! Syn mój zginął w obłokach! Jestem najnieszczęśliwszym ze wszystkich ojców na ziemi! Po cóż namówiłem swego syna, ażeby dosiadł zaklętego rumaka? Gdzie jest Indianin, sprawca mego nieszczęścia?
Indianin padł czołem na ziemię i zawołał:
— Królu! Nie z mojej winy syn twój zginął w obłokach. Chciałem go przed odjazdem nauczyć sekretu kierowania rumakiem. Ale syn twój nieostrożny i dumny, jak każdy zresztą młodzieniec, nie czekał nawet na moje rady. Widział on dawniej, jak przykręcałem śrubkę na szyi mego konia, nakręcił ją, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, i zginął natychmiast w obłokach. Tymczasem przykręcenie tej śrubki zmusza rumaka do nieustannego lotu w dal i wzwyż — przed siebie. Aby go zatrzymać i skierować z powrotem ku ziemi, trzeba pokręcić inną, mniejszą śrubkę, ukrytą niżej, pod czaprakiem. Nie wiem, czy książę Firuz-Szach domyśli się tej tajemnicy. Nie mogę być jednak odpowiedzialny za życie młodego księcia.
— Boję się — rzekł król — że koń twój rozbryka się w obłokach i wysadzi z siodła mego syna. Z takiej wysokości nie spada się na ziemię bezkarnie. Śmierć jest wówczas pewna i nieunikniona.
— Królu, co do tego — możesz być spokojny — odrzekł Indianin. — Koń mój nie jest znarowiony i nigdy nie bryka. Nikogo dotąd nie wysadził z siodła i nie stanął dęba nawet przed największą chmurą. Mogę ci przysiąc, że nie uczyni nic złego Firuz-Szachowi i że nie pozwoli mu upaść na ziemię.
— W takim razie — rzekł król — będę czekał na powrót mego syna z obłoków przez trzy miesiące. Jeżeli w ciągu tego czasu nie wróci, każę ci odciąć głowę. A tymczasem wtrącę cię do więzienia, żebyś nie uciekł przed upływem trzech miesięcy.
Natychmiast wtrącono Indianina do więzienia, a król wrócił do pałacu, aby tam wyczekiwać swego syna.
Tymczasem książę Firuz-Szach, uniesiony tak szybko i tak od razu w powietrze, nie rozumiał, co się z nim dzieje. Nie stracił jednak przytomności, bo był odważny. A odwaga jest potrzebna, szczególnie wtedy, kiedy się lata po obłokach. Ziemia od dawna znikła mu z oczu. Widział tylko obłoki oświetlone słońcem. Jedne były złote, drugie — srebrne. Niektóre paliły się tak mocno, że aż dym złoty z nich buchał, jak podczas pożaru. Firuz-Szach nie widział nic prócz obłoków i słońca. Rumak biegł szybko i złotymi kopytami uderzał w obłoki tak mocno, że się czasem rozpryskiwały na strzępy. Firuz-Szach czuł, że koń unosi go coraz wyżej i wyżej, coraz dalej od ziemi i od pałacu. Spojrzał w dół — i zobaczył pustkę i przepaść. Doznał zawrotu głowy i pomyślał, że taka podróż po obłokach jest niebezpieczna i że trzeba wrócić na ziemię. Zakręcił więc tę samą śrubkę w przeciwną stronę. Zdawało mu się, że tym sposobem skieruje rumaka z powrotem na ziemię. Ale to nic nie pomogło. Rumak pędził dalej, nie zwalniając biegu. Tymczasem słońce, które było dotąd nad głową Firuz-Szacha, zsunęło się niżej i świeciło mu teraz prosto w oczy. „W obłokach jest jeszcze dzień — pomyślał Firuz-Szach — ale na ziemi na pewno panuje teraz noc. Właściwie czas wracać do domu. Ale jak to zrobić? Czy czasem prócz tej śrubki, którą znam, nie ma jeszcze innej śrubki, której nie znam? Muszę poszukać innej śrubki”.
Koń galopował po niebie, przeskakując z obłoku na obłok, a Firuz-Szach szukał tymczasem drugiej śrubki. Właśnie koń wspiął się na olbrzymią, puszystą i z lekka po brzegach purpurową chmurę, która miała wierzchołek złocisty. Firuz-Szach uczuł, że chmura zakołysała się pod kopytami końskimi. Wierzchowiec natychmiast odbił się od purpurowych brzegów chmury i w jednym skoku przedostał się na jej złocisty wierzchołek, a potem ze złocistego wierzchołka zsunął się w dół na drugą stronę chmury i przeskoczył z niej na pobliski obłok srebrny i chwiejny. W tej samej chwili, wstrząśnięty raptownym i niespodzianym podskokiem rumaka, Firuz-Szach bezwiednie chwycił dłonią za czaprak, wysunięty spod siodła ku przodowi. Wówczas młody książę uczuł pod czaprakiem jakiś przedmiot mały i twardy. Zajrzał pod czaprak — i jakaż była jego radość, gdy zobaczył drugą, nieznaną mu śrubkę!
— To ona — zawołał — to ona! Długo marzyłem o tej śrubce i znalazłem ją nareszcie! Teraz bieg rumaka zależy od mojej woli.
Trudno doprawdy opisać radość Firuz-Szacha. Nikt z nas nie był w jego położeniu, więc nikt nie wie, jak to przyjemnie, podróżując po obłokach, znaleźć taką śrubkę, od której zależy zbawienie. Firuz-Szach natychmiast pokręcił śrubką i uczuł, że rumak, zamiast unosić się ku górze, z wolna opuszcza się na ziemię. Opuszcza się coraz niżej, coraz niżej i tak ostrożnie, żeby jeździec nie spadł z siodła. Firuz-Szach spojrzał w dół i zobaczył, że tam w dole, pod obłokami, coś zielenieje. Ucieszył się, bo zrozumiał, że to zielenieje ziemia. Nie widać jej było wcale. Widać było tylko cudowną, daleką, zieloną barwę. Ale im niżej opuszczał się rumak, tym wyraźniej widniała ziemia. Już Firuz-Szach zauważył czerwone i niebieskie barwy. Czerwone były zapewne dachy domów, a niebieskie — rzeki, jeziora i strumienie. Lecz długo, bardzo długo i powoli zbliżał się do ziemi rumak zaklęty, że kiedy zbliżył się zupełnie, noc panowała na ziemi, a w niebiosach paliły się gwiazdy. Rumak dotknął ziemi kopytami i zatrzymał się wśród ciemności nocnych. Firuz-Szach zsiadł z rumaka i postawił na ziemi swe stopy, które tak długo bujały w powietrzu, po obłokach. Ledwo mógł się utrzymać na nogach — tak go osłabiła jazda powietrzna i głód, bo od chwili odjazdu ze swej ojczyzny ku niebiosom nic nie miał w ustach. Zaczął się uważnie rozglądać dokoła, żeby rozpoznać w mroku, gdzie się znajduje. W ciemnym pokoju trudno rozpoznać, gdzie stoi krzesło, a gdzie stół, a gdzie łóżko. Co chwila, idąc po omacku, zawadza się to o stół, to o łóżko, to znów o krzesło. Wydaje się, że wszystkie te przedmioty zmieniły swoje zwykłe miejsca i że się same ustawiły inaczej, niż je we dnie ludzie ustawili. Ale daleko trudniej niż w ciemnym pokoju dać sobie rady w ciemnej i nieznanej miejscowości. Drzewa wyglądają po ciemku jak strachy i potwory. Przedmioty bliskie robią wrażenie dalekich, a dalekie — bliskich. Wszystko dokoła zmienia swe kształty obce i nieznane, wszystko chowa się w mroku, ucieka i znowu, strasząc, podchodzi bliżej. Firuz-Szach znalazł się właśnie w ciemnej i nieznanej miejscowości. Toteż przez czas długi nie mógł zrozumieć, gdzie jest i co się z nim dzieje. Wytężał wzrok na próżno, bo nic nie widział. Ale powoli oczy jego przyzwyczaiły się do ciemności i zaczęły coraz lepiej rozróżniać wszystkie przedmioty. Wówczas dopiero Firuz-Szach zrozumiał, że stoi nie na ziemi, lecz na tarasie, gdzie było pełno palm i kwiatów w olbrzymich alabastrowych wazonach. Obejrzawszy dokładnie taras, Firuz-Szach przekonał się, że taras znajduje się na dachu jakiegoś pałacu. Po chwili młody książę zauważył schody, które wiodły z tarasu do wnętrza pałacu. W głębi schodów, na ostatnim ich stopniu, ujrzał książę drzwi na wpół otwarte, przez które można było wejść w tajemnicze i oświetlone komnaty pałacowe. Książę zbliżył się do tych drzwi i pomyślał:
— Mogę chyba śmiało wejść do pałacu, bo nikt mnie nie weźmie za zbója lub niebezpiecznego włóczęgę. Nie mam przy sobie żadnej broni, ani złych oczu, ani potwornej twarzy.
Pomyślawszy tak, szerzej roztworzył drzwi, ale starał się przy tym nie czynić najmniejszego hałasu. Hałas mógłby obudzić i przerazić kogokolwiek ze strażników lub służby, która spała w pierwszej komnacie. Toteż książę ostrożnie i na palcach przeszedł przez tę komnatę i o mało nie zawadził nogą o wargę tłustego strażnika, który się rozciągnął jak długi na podłodze i chrapał tak mocno, że mu dolna warga podczas chrapania zwisła bezwładnie i przylgnęła do podłogi. Firuz-Szach zręcznie wyminął tę wargę, ale musiał wyminąć wielu jeszcze innych strażników, bo pełno ich było w komnacie. Wszyscy byli czarni, wszyscy chrapali i każdy miał szablę przy boku. Firuz-Szach domyślił się, że są to Murzyni na usługach jakiejś pięknej księżniczki.
— Murzynów księżniczki już widziałem — pomyślał Firuz-Szach — chciałbym teraz zobaczyć samą księżniczkę. Zapewne jest piękna i śpi bez chrapania i bez szabli przy boku. Prócz tego jest dobra i lubi ratować nieszczęśliwych ludzi, którzy na zaklętym rumaku przebyli pełną niebezpieczeństw drogę.
Tak rozmyślając, Firuz-Szach zbliżył się do drzwi następnych. Te drzwi były najładniejsze, całe ze złota, i na tym złocie wyryty był napis purpurowy: „Tu śpi księżniczka”. Firuz-Szach zręcznie, bez hałasu otworzył te drzwi i wszedł do komnaty, która miała błękitne ściany, błękitny sufit i błękitną podłogę. Na suficie wisiały błękitne lampy i oświetlały całą komnatę. Księżniczka spała na wysokim łożu pod błękitnym baldachimem; dookoła zaś księżniczki na mniejszych i mniej wygodnych łożach spały jej służebnice, ażeby snem swoim towarzyszyć snowi swej pani. Firuz-Szach zbliżył się do śpiącej księżniczki i spojrzał na nią. Była tak piękna, że się od razu w niej zakochał i pomyślał: „Jak się to dobrze stało, że rumak zaklęty zawiózł mnie do tego pałacu. Nie chcę innej żony prócz tej księżniczki, która śpi w błękitnej komnacie, pod błękitnym baldachimem. Muszę ją przeprosić za to, że tak znienacka i niespodzianie wszedłem do jej komnaty podczas snu, który zapewne jest tak samo piękny jak ta, która w tym śnie spoczywa. Prócz tego muszę, korzystając z przypadku, okazać jej natychmiast swój zachwyt i szacunek”.
W tym celu Firuz-Szach ukląkł obok łoża księżniczki i z lekka dotknął jej dłoni swoją dłonią. Księżniczka otworzyła oczy, ale była tak zdziwiona, że nawet nie krzyknęła, tylko patrzyła na klęczącego u stóp łoża księcia.
Firuz-Szach, korzystając z pomyślnego dla siebie milczenia księżniczki, pochylił głowę i rzekł te słowa:
— Czcigodna księżniczko, dzięki dziwacznemu i naprawdę czarodziejskiemu przypadkowi znalazłem się w twej komnacie mniej więcej o północy, kiedy wszyscy ludzie zazwyczaj śpią i nikt nikogo nie budzi. Jestem synem króla perskiego. Jeszcze wczoraj z rana byłem w Persji. Dziś jestem w nieznanej krainie. Grozi mi tu niebezpieczeństwo, o ile ty, czcigodna księżniczko, nie weźmiesz mnie pod swoją opiekę. Jestem pewien, że nie odmówisz mi swojej opieki, bo jesteś piękna, a kto jest piękny — nie może być zły.
Księżniczka przetarła senne oczy i odrzekła:
— Rzeczywiście, jest godzina późna, ale wcale nie jestem zmęczona, bo bardzo wcześnie ułożyły mnie dzisiaj do snu moje służebnice. Jestem najmłodszą córką króla bengalskiego. Ojciec zbudował mi pałac za miastem, z dala od swego pałacu, żebym miała świeże powietrze, bo w mieście panuje zaduch. Możesz być spokojny o siebie, mój niespodziany gościu, bo w Bengalu gościnność i grzeczność nie mniej jest rozpowszechniona jak w Persji. Nic złego ci się nie stanie. Strasznie jestem ciekawa, jakim sposobem w tak krótkim czasie przebyłeś tak wielką przestrzeń — od Persji do Bengalu. Jeszcze mnie więcej ciekawi, jakim sposobem o tak późnej porze przedostałeś się do wnętrza mego pałacu. Ale widzę po oczach, że jesteś zmęczony i głodny. Jutro z rana opowiesz mi wszystko, a tymczasem zbudzę swoje służebnice i każę im nakarmić ciebie i wskazać jeden z moich pokojów, w którym znajdziesz spokojny nocleg.
Księżniczka klasnęła w dłonie i wszystkie służebnice obudziły się od razu. Wszystkie jednocześnie przetarły swe oczy i wszystkie jednocześnie powstały ze swych łóżek, bo spały w ubraniu, aby były każdej chwili gotowe na usługi księżniczki. Wszystkie wzięły do ręki po zapalonej świecy i, błyskając świecami, podeszły do księżniczki, aby wysłuchać jej rozkazów. Każda, przechodząc kolejno obok Firuz-Szacha, błyskała mu w oczy świecą i ze zdziwieniem oglądała jego twarz bladą, lecz spokojną.
A księżniczka rzekła:
— Ten, któremu kolejno błyskałyście w oczy świecą, jest synem króla perskiego. Nazywa się Firuz-Szach. Ponieważ zabłąkał się w nocy do mojego pałacu, uważam go przeto za mego gościa. Jest zmęczony długą podróżą, musi się pożywić i wypocząć. Nakarmcie go suto i urządźcie mu wygodny nocleg w purpurowym pokoju.
Natychmiast wszystkie służebnice, błyskając świecami, zaprowadziły Firuz-Szacha przez długi szereg komnat w głąb pałacu, do pokoju, który się nazywał purpurowy, bo miał purpurowe ściany, purpurowy sufit i purpurową podłogę. Zanim Firuz-Szach zdążył obejrzeć swój pokój, już służebnice księżniczki przyniosły mu na srebrnych tacach smaczne potrawy i przygotowały łoże puchowe na nocleg. Potem wyszły, pozostawiając księcia samego w purpurowym pokoju.
Firuz-Szach jadł szybko i dużo, bo podróż na rumaku zaklętym podnieciła jego apetyt.
Po zjedzeniu wszystkich potraw i po wypiciu wszystkich win wyciągnął się wreszcie na puchowem łożu i zasnął. Przez całą noc śniła mu się księżniczka i rumak zaklęty, i smaczne potrawy na srebrnych tacach, i pokój purpurowy, w którym się właśnie znajdował.
Tymczasem księżniczka z niecierpliwością wyczekiwała powrotu swoich służebnic. Gdy wreszcie wróciły, zawołała je do siebie i rzekła:
— Czy według was młody książę jest szatynem czy brunetem?
— Brunetem — odpowiedziały służebnice.
— Najzupełniej się zgadzam z waszem zdaniem — rzekła księżniczka. — Jest to brunet bardzo piękny, dobry i szlachetny. Ciekawam, czy wam się podobał tak samo, jak mnie, czy nie tak samo?.
— Tak samo — zawołały chórem wszystkie służebnice, błyskając świecami.
— Byłam tego pewna! — rzekła księżniczka. — I wiem, że byłybyście rade, gdybym wyszła za mąż za Firuz-Szacha, bo wszakże trudno znaleźć piękniejszego i szlachetniejszego młodzieńca na całym świecie!.
— Trudno! — szepnęły zgodnie służebnice.
— Nie wiem tylko — ciągnęła dalej księżniczka — czy Firuz-Szach zakocha się we mnie.
— Księżniczko! — rzekła na to najstarsza ze służebnic — jestem już stara i doświadczona. Zauważyłam też od razu, że Firuz-Szach jest przeznaczony tobie na męża, i cieszy mnie to bardzo, że wkrótce będę na waszym weselu.
— Ponieważ jesteś stara i doświadczona, więc wierzę ci najzupełniej — odpowiedziała księżniczka. — Ale teraz jestem śpiąca, przerwijcie więc rozmowę i życzcie mi dobrej nocy.
— Dobrej nocy! — zawołały chórem służebnice, gasząc naraz wszystkie swoje świece.
Księżniczka wyciągnęła się wygodnie na swoim łożu i zasnęła. Śnił się jej książę Firuz-Szach, ale ponieważ książę nie zdążył jej jeszcze opowiedzieć nic o rumaku zaklętym, więc rumak zaklęty nie przyśnił się księżniczce.
Nazajutrz, skoro świt, księżniczka bengalska zerwała się ze swego łoża i pobiegła do zwierciadła. Wszystkie służebnice otoczyły ją kołem i czekały na rozkazy.
— Muszę się ubrać ładnie — zawołała księżniczka — bo za chwilę zobaczę się z młodym księciem. Poradźcie mi, jaki strój mam włożyć? Czy purpurowy, czy błękitny, czy zielony, czy niebieski, czy biały? Chciałabym włożyć wszystkie od razu, ale nie mogę tego uczynić, bo chociaż każdy z osobna jest lekki jak puch, wszystkie razem byłyby za ciężkie i nie mogłabym się zgrabnie poruszać. Poradźcie mi, który mam wybrać?.
Jedne służebnice radziły strój purpurowy, drugie — błękitny, trzecie — zielony, czwarte — niebieski, piąte — biały. Księżniczka załamała dłonie, bo nie wiedziała, których służebnic ma posłuchać.
— Nie umiecie mi poradzić — rzekła smutnie — może mi lepiej od was poradzi moje zwierciadło. Podajcie mi po kolei wszystkie suknie, a ja po kolei w każdej sukni będę się przeglądała w zwierciadle.
I służebnice ubierały ją po kolei w rozmaite suknie, a księżniczka tymczasem patrzyła w zwierciadło, aż wreszcie zawołała:
— Najładniej wyglądam w sukni błękitnej. Ubierzcie mnie w tę suknię, bo już czas, abym się zobaczyła z księciem perskim.
I ubrana w suknię błękitną księżniczka poszła odwiedzić swego gościa, gdyż była bardzo ciekawa jego przygód wczorajszych.
Książę Firuz-Szach już od dawna był na nogach. Siedział w swoim pokoju przy oknie i patrzył na nową, nieznaną krainę bengalską.
Był poranek. Słońce świeciło. Kwiaty w polu były pełne rosy i rosa błyszczała na słońcu. Książę Firuz-Szach patrzył przez okno na poranek, na słońce, na kwiaty i na rosę. Wszystko w Bengalu było inne niż w Persji. Kwiaty były bengalskie i rosa — bengalska, tylko słońce to samo co w Persji.
Księżniczka weszła do jego pokoju i rzekła:
— Obiecałeś mi wczoraj opowiedzieć o swojej podróży z Persji do Bengalu, więc przychodzę, bo jestem ciekawa.
Firuz-Szach uśmiechnął się i powiedział:
— Z rana wszystko się wydaje weselsze i nie tak straszne jak w nocy. Gdybym ci w nocy opowiedział moje przygody, to na pewno nie mogłabyś spać spokojnie, piękna księżniczko. Śniłby ci się rumak zaklęty i okropny Indianin.
— Ponieważ nie znam dotąd rumaka zaklętego i okropnego Indianina, więc widziałam we śnie tylko ciebie. Opowiedzże mi prędzej swoje przygody, bo umieram z ciekawości.
Firuz-Szach opowiedział jej wszystko tak, jak było, od początku do końca. Księżniczka słuchała drżąca ze wzruszenia. Przestraszył ją bardzo Indianin, który podczas świąt Nowego Roku pokazał królowi perskiemu zaklętego rumaka. I przestraszył ją rumak zaklęty. Ale najbardziej przestraszyło ją opowiadanie o tym, jak książę Firuz-Szach dosiadł zaklętego rumaka, pokręcił śrubkę na szyi, pod grzywą, i uniósł się nagle w powietrze. I jak potem nie wiedział, że prócz tej śrubki jest inna jeszcze, pod czaprakiem, i jak potem szukał tej śrubki, galopując po obłokach. Ale ucieszyła się, słysząc, że młody książę znalazł tę drugą śrubkę i że rumak spuścił się z obłoków razem z księciem na ziemię i zatrzymał się na tarasie jej pałacu.
Klasnęła w ręce i zawołała:
— Jak to dobrze, że rumak zaklęty zatrzymał się na tarasie mego pałacu! Gdyby się zatrzymał gdzie indziej, to bym nigdy ciebie nie zobaczyła!
— I ja bym ciebie nie zobaczył — odpowiedział książę — i nie mógłbym ci opowiedzieć swoich przygód. Ale zobaczyłem, więc kocham. Myślę, że rodzice nasi uradowaliby się bardzo, gdybyś została moją żoną. Znasz moje przygody, moją odwagę i moją miłość. Ja znam twój pałac i twoją piękność, lecz nie znam twojej miłości. Powiedz, czy mnie kochasz i czy chcesz zostać moją żoną?.
— Kocham ciebie — odrzekła królewna — byłoby mi smutno i nudno, gdybyś odjechał i nigdy nie powrócił do mego pałacu. Jedna z moich służebnic — bardzo stara i doświadczona — powiedziała mi, że jesteś przeznaczony na mego męża. I ja myślę tak samo. Ale zdaje mi się, żeś powinien pierwej odwiedzić mego ojca — króla bengalskiego. Jestem pewna, że mu się spodobasz i że się zgodzi na nasze małżeństwo.
Firuz-Szach odpowiedział na to księżniczce:
— Nie mogę pokazać się na oczy królowi bengalskiemu bez bogatych strojów i wspaniałej świty. Pomyślałby, że jestem byle jakim włóczęgą, a nie księciem perskim.
— Dlaczegóż ja nie pomyślałam tego? — zapytała księżniczka.
— Dlatego, że mnie kochasz. A kto kocha, ten widzi prawdę, chociażby ta prawda była ukryta i nie miała ani bogatych strojów, ani wspaniałej świty dookoła siebie. Ale twój ojciec, król bengalski, nie może mnie pokochać od pierwszego wejrzenia, jak ty mnie pokochałaś. Jeśli zaś spojrzy bez miłości na mój strój podróżny i na brak świty, może nie zobaczyć prawdy i odepchnąć mnie jako włóczęgę, który tylko udaje, że jest księciem perskim. Dlatego też chcę natychmiast wrócić do Persji i z odpowiednią świtą przybyć do Bengalu, aby prosić króla bengalskiego o twoją rękę.
Księżniczka się zasmuciła i zawołała:
— Jak to? Jeszcze nie zdążyliśmy się przyjrzeć sobie dokładnie, a już chcesz wracać do Persji? Boję się, że w Persji zapomnisz o mnie i nigdy już nie wrócisz do Bengalu.
— Nie bój się — zawołał książę — nigdy o tobie nie zapomnę. Zawsze będę pamiętał, że jest na świecie kraj, który się nazywa Bengalem, i że jest w tym kraju księżniczka, którą kocham. I zawsze znajdę drogę z Persji do Bengalu, aby powrócić do ciebie.
— Nie, nie! — zawołała księżniczka, załamując dłonie. — Nie odjeżdżaj i nie zostawiaj mnie samej, bo będę płakała po całych dniach i nocach. A mówiła mi jedna z moich służebnic, że kto długo płacze, ten może zupełnie wypłakać oczy, aż mu te oczy razem ze łzami wypłyną. I nie będzie miał oczu, i stanie się ślepy. Jeśli nie chcesz, żebym od łez oślepła, musisz jeszcze jeden miesiąc zostać w moim pałacu.
Książę Firuz-Szach zgodził się zostać miesiąc jeden w pałacu.
Księżniczka, chcąc mu czas uprzyjemnić, oprowadzała go po ogrodach, po lasach, po łąkach. Opowiadała mu rozmaite cuda, które się w Bengalu zdarzyły. Chodziła z nim na polowanie. Kazała służebnicom swoim grać na złotych instrumentach i zabawiać księcia śpiewem i tańcem. Ale po miesiącu książę rzekł do księżniczki:
— Umówiony miesiąc upłynął, muszę więc wracać do Persji. Ojciec mój bardzo mnie kocha i wyobrażam sobie, jak się o mnie niepokoi! Pewno nie sypia po nocach i nic prawie nie jada. Nie mogę pozwolić na to, aby tak długo przebywał bez snu i bez jedzenia. Dziś więc postanowiłem odjechać do Persji, tym bardziej, że miałem w nocy sen dziwny, o którym ci dotąd nic nie mówiłem, żeby cię nie przerażać.
— Jeżeli mnie kochasz, nie powinieneś mieć przede mną żadnych tajemnic! — zawołała księżniczka. — Musisz mi sen swój opowiedzieć. A jeżeli mi nie opowiesz, pamiętaj, że i ja swoich snów nie będę ci opowiadała!
— Dobrze — zgodził się książę — opowiem ci swój sen, ale się nie przerażaj, bo sen jest dziwny i niezrozumiały. Otóż śniło mi się, że chodzę po ulicach Persji i zbliżam się do więzienia, w którym zamknięto rozmaitych przestępców i zbrodniarzy. Była noc i wszyscy zbrodniarze i przestępcy krzyczeli i płakali przez sen, bo im się śniły ich własne zbrodnie i przestępstwa, ażeby ich straszyć we śnie. Całe więzienie dygotało jak w febrze od tego krzyku i płaczu. A wysoko ponad murami więzienia jarzyło się szafirowe niebo zapełnione gwiazdami. Jedna z tych gwiazd oderwała się od nieba i, spadając na ziemię, zgasła. Wówczas nagle ustał i krzyk, i płacz w więzieniu. Zrobiło się dokoła tak cicho, że słychać było, jak przestępcy za murami przewracają się na swoich łożach, umęczeni snami. Wtedy otwarło się jedno okno więzienne i za kratami ukazała się blada, bardzo blada twarz owego Indianina, który to przyszedł do Persji z rumakiem zaklętym. Indianin szeroko roztworzył oczy i spojrzał na mnie.
— Kto cię wtrącił do więzienia? — zapytałem zdziwiony.
— Zły los — odparł Indianin ponuro.
— Czy na długo cię tam zamknięto?.
— Na trzy miesiące, po trzech zaś miesiącach mają mi odciąć głowę. Czary, TajemnicaNie pytaj mnie o nic więcej, bo nie wolno mi we śnie dać ci dokładniejszych wiadomości. Udało mi się dzięki czarom zjawić się tobie we śnie. Ale czary owe i sam sen wymagają ode mnie, abym przemawiał do ciebie niejasno, niezrozumiale, dwuznacznie, mętnie, zawile, chwiejnie i niepochwytnie. Powiedz mi lepiej, gdzieś podział mego rumaka?
— Jest w Bengalu — odrzekłem — ukryłem go na tarasie pałacu księżniczki bengalskiej. Nic mu się złego nie stało. Nie popsułem go i nie połamałem.
— A czemu nie wracasz do Persji?
— Bo mi dobrze w Bengalu. Wystarcza mi tymczasem to, że Persję odwiedzam we śnie. Wszak i w tej chwili śni mi się Persja — nieprawdaż?.
— Bezwarunkowo, śni ci się Persja — potwierdził Indianin. — Ale jednocześnie śni ci się więzienie i ja w tym więzieniu. Już miesiąc cały czekam na ciebie. Od twego powrotu zależy moje życie. Będę jeszcze czekał dwa miesiące, co razem trzy miesiące stanowi. Czy nie uważasz, że trzy miesiące czekania mogą doprowadzić do rozpaczy?
— Nie uważam — odrzekłem — nie rozumiem nawet, czemu tak pragniesz mego powrotu i czemu życie twoje od niego zależy? Nie byliśmy z sobą w przyjaźni i prawie się nie znamy. Co do mnie — wcale nie tęsknię do ciebie.
— Powtarzam — odrzekł Indianin — powtarzam, że sen wymaga, abym przemawiał do ciebie niejasno, niezrozumiale, dwuznacznie, mętnie, zawile, chwiejnie i niepochwytnie.
— Cóż mi więc jeszcze możesz we śnie powiedzieć? — zapytałem Indianina.
Na to Indianin się zaśmiał i zawołał:
Głowy, którą mam na karku,
Nie kupiłem na jarmarku,
Lecz dostałem ją od Boga
I dlatego jest mi — droga.
Zaś gdy nóż tę głowę zetnie,
Kark wygląda bez niej szpetnie.
Czas upływa coraz chyżej,
A nóż grozi coraz bliżej,
Szkoda głowy nawet ciasnej,
A tym bardziej szkoda własnej!
I, wymówiwszy te słowa, Indianin zaśmiał się szatańskim śmiechem, zatrzasnął z gniewem okno więzienne i znikł za kratami. Wówczas całe więzienie zadygotało od ponownych jęków, które mnie obudziły. Nie wiem, co ten sen znaczy, i jak mam teraz postąpić: czy wrócić do Persji, czy pozostać nadal w Bengalu?
— Pozostań nadal w Bengalu! — zawołała księżniczka. — Indianin jest czarodziejem i złym na pewno człowiekiem. Jeżeli we śnie namawiał cię do powrotu, to znaczy, że cię coś złego w drodze czeka.
Książę Firuz-Szach posłuchał księżniczki i został w Bengalu.
Już dwa miesiące upływały od czasu, jak się Firuz-Szachowi przyśnił Indianin, aż nagle pewnej nocy znów go nawiedził sen straszny. Firuz-Szach nad ranem rzekł do księżniczki:
— Sen, który miałem tej nocy, stanowczo zmusza mnie do powrotu do Persji.
— Opowiedz mi najpierw swój sen — rzekła księżniczka — bo może znów źle go zrozumiałeś.
— Śniło mi się — powiedział Firuz-Szach — że bawię się razem z tobą w piłkę na ogromnej zielonej łące. Dokoła — pustka, ani żywej duszy, tylko nas dwoje i piłka. Podrzucamy piłkę wysoko w powietrze i chwytamy ją na wyścigi w nastawione dłonie. Piłka jest duża i dziwna, zgoła niepodobna do innych piłek. Zaczynam się jej przyglądać i widzę, że jest to głowa Indianina. Ile razy podrzucam ją w górę, tyle razy, wytrzeszczając oczy, unosi się w powietrze i z wrzaskiem spada nam w ręce. Trudno mi bawić się taką potworną piłką, ale muszę, bo sen mnie zaklął i przeznaczył mi taką zabawę. Piłka tymczasem z rozwartymi ustami i wyszczerzonymi zębami przelatuje z rąk twoich, księżniczko, do moich i z powrotem. Wreszcie chwytam ją mocno w dłonie i mówię:
— Czemu udajesz piłkę? Wszak widzę, że jesteś głową Indianina.
— A czemuż ty bawisz się mną jak piłką, jeżeli wiesz, iż jestem głową ludzką?
— Bawię się tobą dlatego, że sen mnie do tej zabawy zmusza. Na jawie nie robiłbym tego, ale we śnie muszę robić to, co mi się śni, nie zaś to, co bym sam chciał uczynić.
Na to głowa Indianina wyszczerzyła zęby i rzekła:
— Otóż nie tylko we śnie, lecz i na jawie bawisz się mną jak piłką, bo nie myślisz wcale o powrocie do Persji. Od twego powrotu zależy moje życie. Jeżeli nie wrócisz, to nożem lub toporem odetną mnie od karku i spadnę na ziemię jak piłka. Wracaj więc natychmiast, w przeciwnym razie zemszczę się na twoim ojcu, królu perskim, za pomocą złych czarów, zaklęć, przekleństw i rozmaitych słów magicznych. A teraz podrzuć mnie do góry, bo chce mi się wylecieć z twego snu i znowu przytwierdzić się do karku, na którym zawsze tkwię nie jako piłka, lecz jako głowa.
Podrzuciłem więc potworną piłkę do góry, a ona, unosząc się w powietrze, wywrzaskiwała takie słowa:
Odlatuję w górę,
W niebo i w chmurę,
Piłka wrzaskliwa,
Krwawa i żywa.
Znam czary liczne,
Słowa magiczne,
Zaklęcia skryte
I rozmaite!
Lecz z piłki krwawej
Nie rób zabawy,
Bo zemsta zdradnie
Na ciebie spadnie!
Wszak jestem przecie
Słynna na świecie
Głowa jedyna
Imć Indianina!
Pobyt w Bengalu,
O, książę, skróć
I wnet bez żalu
Do Persji wróć!
I, wymawiając to słowo: „wróć!”, piłka, a właściwie głowa Indianina, znikła w powietrzu. Wówczas zbudziłem się i postanowiłem natychmiast wrócić do Persji.
— Ach! — zawołała księżniczka — dopiero trzeci miesiąc dobiega do końca, a już chcesz mnie porzucić?
— Trudno! — odrzekł książę Firuz-Szach. — Głowa Indianina wyraźnie mi pogroziła we śnie, że się zemści na moim ojcu za pomocą złych czarów. Pomimo że cię kocham, muszę do Persji natychmiast wracać i żadne prośby twoje nie odmienią mego postanowienia.
Księżniczka zamyśliła się i rzekła:
— W takim razie i ja z tobą do Persji pojadę. Tam weźmiemy ślub i zawiadomimy o ślubie mego ojca, króla bengalskiego. Czy na zaklętym rumaku odbędziemy tę podróż?.
— Ma się rozumieć! — zawołał Firuz-Szach. — Odbędziemy ją na zaklętym rumaku — i to zaraz, w tej chwili, bo czas nagli.
Mówiąc to, wziął księżniczkę za rękę i zaprowadził na taras, gdzie dawniej ukrył zaklętego rumaka. Księżniczka spojrzała na rumaka i rzekła:
— Wątpię, aby ten rumak był tak silny, żeby unieść dwóch jeźdźców na grzbiecie.
— Nie bój się — rzekł Firuz-Szach — jestem z góry pewien, że uniesie.
I Firuz-Szach dosiadł rumaka, przechylił się w siodle, ujął wpół księżniczkę i posadził ją przed sobą.
— Pozwól mi pokręcić śrubkę! — rzekła księżniczka. — Kiedy mi opowiadałeś o zaklętym rumaku, marzyłam w duszy, że sama kiedyś zakręcę śrubkę magiczną.
Książę wskazał odpowiednią śrubkę, księżniczka pokręciła i rumak uniósł się wysoko w powietrze. Firuz-Szach skierował go wprost z Bengalu do Persji.
Rumak zaklęty tak szybko unosił księcia i księżniczkę, że w ciągu dwóch godzin już byli w Persji. Książę Firuz-Szach zatrzymał rumaka nie przed pałacem królewskim, lecz przed innym, letnim pałacem, za miastem. Chciał bowiem osobiście uprzedzić króla o wszystkim, co się stało, a potem dopiero uroczyście zapoznać go ze swoją narzeczoną. Zsiedli więc oboje z rumaka przed pałacem letnim, w którym znajdowała się jedna tylko stara i wierna służąca — Badora. Książę oddał księżniczkę bengalską pod opiekę Badory, zostawił rumaka zaklętego w podwórzu pałacowym, a sam pośpieszył do pałacu królewskiego, aby się zobaczyć z ojcem.
Książę zastał króla perskiego i całą jego świtę w żałobie, gdyż wszyscy sądzili, że młody książę od dawna już nie żyje. Jakaż była radość starego króla, gdy ujrzał swego syna i gdy go przycisnął do piersi! Książę Firuz-Szach opowiedział mu wszystkie przygody od początku do końca, a na samym właśnie końcu swego opowiadania zarumienił się i rzekł:
— Księżniczka bengalska, która mnie przyjęła tak serdecznie w swoim pałacu, opuściła dzisiaj państwo Bengalu.
— Gdzież się obecnie znajduje ta piękna księżniczka? zapytał król Persji z wielkim zaciekawieniem.
— Znajduje się w Persji — odparł książę Firuz-Szach, spuszczając oczy.
— Persja jest obszerna — zauważył król — i mnóstwo miast rozmaitych posiada. Powiedzże mi, w którym z tych miast przebywa obecnie księżniczka?
Książę Firuz-Szach uśmiechnął się tajemniczo i rzekł:
— W tym samym mieście, w którym i my w tej chwili przebywamy…
— W takim razie powiedz mi dokładniej, gdzie się ukryła, abym mógł ją powitać uroczyście i zaprosić do swego pałacu.
— Zostawiłem ją w pałacu letnim — za miastem. Chciałem cię uprzedzić, ojcze, że kocham ją i posiadam jej wzajemność. Przyjmij więc księżniczkę jako moją narzeczoną, a swoją synową. Chciałbym dziś jeszcze ją poślubić i zawiadomić jak najprędzej króla bengalskiego o naszym ślubie. Przypuszczam bowiem, że król bengalski może się zaniepokoić o losy swojej córki, która tak nagle zniknęła ze swego pałacu.
— Przydał wam się ten rumak zaklęty! — zawołał król. — Bez tego rumaka nie moglibyście tak szybko odbyć podróży z Bengalu do Persji. Otóż pragnę natychmiast pójść wraz z tobą do pałacu letniego i poznać swoją przyszłą synową. Dziś jeszcze wesele wam wyprawię huczne. Z powodu zaś tak uroczystego dnia każę uwolnić z więzienia stu przestępców, a przede wszystkim Indianina. Wtrąciłem go bowiem do więzienia aż do czasu twego powrotu. Gdybyś wrócił o dzień jeden później, już by to przypłacił głową.
— Teraz rozumiem moje sny w Bengalu — rzekł książę Firuz-Szach. — Indianin w moich snach zjawiał się blady, zlękniony i zniecierpliwiony i naglił mnie do powrotu.
Król klasnął w dłonie na służbę i wydał rozkaz, ażeby Indianinowi przywrócono wolność. Po czym i król, i książę przybrali się w szaty odświętne i, otoczeni świtą, skierowali swe kroki w stronę pałacu letniego, gdzie księżniczka bengalska wyczekiwała niecierpliwie przybycia swego narzeczonego.
Tymczasem Indianin, wypuszczony z więzienia, dowiedział się od tłumu, zebranego na ulicach z powodu powrotu młodego księcia, o wszystkim, co się stało. Nie zwlekając chwili, pobiegł do pałacu letniego, zanim król i książę zdążyli tam przybyć. Zapukał do drzwi, które mu otworzyła Badora.
— Król i książę — rzekł Indianin do Badory — przysyłają mnie tutaj, abym na rumaku zaklętym przywiózł księżniczkę bengalską do pałacu królewskiego. Tam bowiem dzisiaj jeszcze ma się odbyć ślub młodej pary. Wskaż mi więc, gdzie się znajduje rumak zaklęty, i uprzedź księżniczkę, aby była gotowa do odjazdu.
Stara i wierna Badora uwierzyła Indianinowi, wskazała mu miejsce schowania rumaka zaklętego i przyprowadziła księżniczkę, uradowaną wieścią o prędkim ślubie.
— Księżniczko! — rzekł Indianin z niskim ukłonem — Dosiądź rumaka i pozwól, że odwiozę cię wprost w objęcia pięknego Firuz-Szacha, który w pałacu królewskim czeka na twój przyjazd.
Księżniczka, promieniejąca od szczęścia, zręcznie wskoczyła na siodło, Indianin wskoczył za nią niemal jednocześnie, zakręcił śrubkę odpowiednią — i rumak jak strzała uniósł się w powietrze.
W tej właśnie chwili nadszedł orszak uroczysty z królem i księciem na czele. Książę pierwszy zobaczył piękną księżniczkę w potwornych objęciach Indianina. Rumak zaklęty, tańcząc, galopował po powietrzu. Indianin, ujrzawszy orszak uroczysty, zaczął śmiać się wniebogłosy i szydzić z króla i księcia.
— Kto późno przychodzi — ten sam sobie szkodzi — wołał, obejmując coraz mocniej zlęknioną i nieprzytomną prawie księżniczkę, która zrozumiała podstęp i zdradę Indianina.
— Oddaj nam księżniczkę, a dostaniesz w zamian pół mego królestwa! — krzyknął mu w odpowiedzi stary król, zadzierając głowę do góry i poprawiając na nosie ogromne okulary.
— Wolę moją zemstę niż pół twego królestwa — odpowiedział Indianin. — Po coś mnie wtrącił do więzienia? Po coś trzymał mnie przez trzy prawie miesiące w strachu o moją głowę? A ty — hardy młodziku, głupi Firuz-Szachu — czemuś tak długo siedział w Bengalu, pomimo, iż ci się zjawiałem we śnie i nagliłem do powrotu?
— Podły Indianinie, nikczemny czarnoksiężniku — zawołał Firuz-Szach — wiem, że żadne obietnice ani groźby, ani prośby nie zmuszą cię do oddania mi porwanej podstępnie księżniczki. Ale wiedz o tym, że zemsta moja dosięgnie ciebie wszędzie, choćbyś miał sto rumaków zaklętych i choćbyś ukrył moją księżniczkę w najdalszym obłoku!
— Do widzenia — odparł ze śmiechem Indianin, kierując rumaka w górę, w sam błękit. — Bywajcie zdrowi! Nie troszczcie się o nas! Damy sobie rady na świecie. Świat jest szeroki, a rumak mój nie zna ani przeszkód, ani zmęczenia! Żegnajcie raz na zawsze!
I, mówiąc to, jeszcze mocniej pokręcił śrubką. Rumak wzbił się w obłoki i znikł z oczu króla, księcia i całej świty.
Któż opisze rozpacz Firuz-Szacha, jego łzy i jego lamentowania? Rzadko to bowiem się zdarza, aby ktokolwiek komukolwiek przed samym ślubem porwał narzeczoną i uciekł z nią w obłoki na rumaku zaklętym. Niezwykły ten zbieg okoliczności zwiększał tylko rozpacz biednego Firuz-Szacha. Postanowił on jednak nie tracić czasu i natychmiast wyruszyć w podróż niewiadomą na poszukiwanie księżniczki. Przebrał się tedy za derwisza, pożegnał się z ojcem i poszedł w świat — przed siebie, gdzie oczy poniosą.
Indianin, szybując po obłokach, mówił do omdlałej księżniczki:
— Ocknij się i spójrz na mnie. Musisz zostać moją żoną. Nikt cię teraz nie wyrwie z mych objęć. Bądź mi więc posłuszna i przyzwyczaj się do myśli, że należysz do mnie.
— Kocham Firuz-Szacha — szepnęła księżniczka, budząc się z omdlenia.
— Firuz-Szach jest już daleko — rzekł Indianin — nigdy go nie zobaczysz. Rumak zaklęty uniesie nas na drugi kraniec ziemi — w krainę samotną, gdzie będą kwiaty i drzewa, i ptaki, i strumienie, i ogrody, i pałace, ale nie będzie Firuz-Szacha.
— Kocham Firuz-Szacha — szepnęła znowu księżniczka.
— Nie powtarzaj tych słów! — zawołał gniewnie Indianin. — Ja teraz jestem twoim panem i nie wolno ci nikogo prócz mnie kochać. Jeżeli raz jeszcze szepniesz o miłości swojej do Firuz-Szacha, to zrzucę cię z siodła i spadniesz w przepaść!
— Kocham Firuz-Szacha — szepnęła znowu księżniczka.
Słysząc te słowa, Indianin chwycił ją mocno w objęcia, uniósł w górę nad siodło i już chciał rzucić księżniczkę w otchłań, która ich od ziemi dzieliła, ale spojrzał raz jeszcze w jej twarz i powstrzymał się. Była tak piękna, że nie mógł wykonać zbrodniczego zamiaru. Posadził ją z powrotem na siodle i w milczeniu cwałował z nią razem po obłokach. Wszakże głód zaczął dokuczać Indianinowi. Postanowił spuścić się na ziemię, aby głód zaspokoić i w dalszą podróż wyruszyć. Zakręcił więc inną śrubkę, i po chwili rumak, kołysząc się lekko, opadł na polanę leśną — pustą i samotną. Indianin przywiązał księżniczkę do drzewa, rumaka zostawił w pobliżu, a sam poszedł w las, aby tam upolować jakąkolwiek zwierzynę. Gdy Indianin odszedł, księżniczka próbowała zerwać powrozy i uciec. Lecz daremnie! Była związana tak mocno, że wszelkie wysiłki spełzły na niczym. Prócz tego osłabił ją głód i niezwykłe wypadki tego dnia ostatniego. Westchnęła więc i trwała nadal — nieruchoma i cicha.W tej chwili właśnie usłyszała tętent koni. Z lasu na polanę wjechało kilku jeźdźców bogato i jaskrawo ubranych. Na czele ich jechał najpiękniej i najbogaciej ubrany, zapewne król jakiegoś państwa, bo miał ruchy królewskie i królewski wyraz twarzy. I rzeczywiście był to sułtan Kaszmiru ze świtą swoich dworzan.
Sułtan spostrzegł księżniczkę przywiązaną do drzewa, podjechał ku niej i pochyliwszy się z konia, zapytał:
— Kto cię przywiązał do drzewa, piękna księżniczko? Bo na pewno jesteś księżniczką, ponieważ masz książęcą postawę i książęcy wyraz twarzy.
— Zgaduję, że jesteś sułtanem — rzekła księżniczka — więc zwracam się do ciebie z prośbą o ratunek.
I księżniczka opowiedziała sułtanowi o tym, jak zły czarownik wykradł ją z domu na rumaku zaklętym, lecz przemilczała o swej miłości dla Firuz-Szacha… Ze łzami na oczach skarżyła się sułtanowi na Indianina, który ją do drzewa przywiązał, aby mu nie uciekła. Właśnie gdy księżniczka kończyła swe opowiadanie i swoje skargi, Indianin wrócił i, widząc co się stało, rzekł do sułtana:
— Ta kobieta przywiązana do drzewa jest moją żoną. Sprzeniewierzyła mi się i dlatego ją w ten sposób ukarałem. Nikt nie ma prawa wtrącać się do naszych kłótni małżeńskich. Toteż żądam, abyś ty, sułtanie, wraz ze swoją świtą oddalił się stąd i zostawił nas w spokoju. Sami, bez niczyjej pomocy, najlepiej dojdziemy do porozumienia.
Sułtan spojrzał na Indianina najpierw lewym, potem prawym okiem, wreszcie obojgiem oczu i zawołał:
— Widzę, że jesteś złym czarownikiem i że porwałeś tę piękną księżniczkę przeciw jej woli! Ale nie ujdzie ci to bezkarnie!
To mówiąc, dał znak swym rycerzom, aby zabili Indianina. Rycerze natychmiast złotymi mieczami posiekali złego czarownika, a sułtan tymczasem własnoręcznie rozwiązał powrozy na rękach i nogach księżniczki.
— Teraz jesteś wolna — rzekł do niej. — Zapraszam cię do mego pałacu w Kaszmirze. Rumaka zaś zaklętego zabieram do swego skarbca.
Rycerze podali księżniczce białego konia z purpurowym czaprakiem i złocistym siodłem i wszyscy udali się do Kaszmiru.
Wkrótce księżniczka znalazła się w komnacie pałacowej i, zmęczona, zasnęła. Co się jej śniło tej nocy — nie wiadomo. Zapewne widziała we śnie Firuz-Szacha. Spała wszakże mocno i bez przebudzenia aż do świtu. O świcie jednak zbudził ją hałas niezwykły. Zaczęła się przysłuchiwać temu hałasowi i zrozumiała wreszcie, że są to odgłosy trąb, bębnów, cymbałów i innych instrumentów. Wyjrzała przez okno. Tłumy ludzi na ulicach otaczały jeźdźców, którzy na rozmaitych rogach ulic ogłaszali ludowi, że sułtan zakochał się w księżniczce i postanowił dziś jeszcze ją poślubić. Dlatego też kazał bić w bębny i dąć w trąby, ażeby tym sposobem zwiększyć uroczystość tego dnia. Zanim księżniczka zdążyła obmyślić plan dalszego postępowania z sułtanem, drzwi jej komnaty rozwarły się na oścież i wszedł sam sułtan, kłaniając się, uśmiechając i robiąc najprzyjemniejsze wyrazy twarzy, na jakie go stać było.
— Księżniczko — szepnął — przynoszę ci wiadomość, która cię na pewno uraduje. Nie chcę ci tej wiadomości udzielać od razu, bo zbyt wielkie szczęście mogłoby cię przyprawić o zemdlenie. Wolę więc tę wiadomość podzielić na trzy pomniejsze szczegóły, które się złożą na piękną całość, mianowicie: po pierwsze — podobasz mi się, po wtóre — kocham cię, a po trzecie — dziś jeszcze postanowiłem ciebie poślubić i uczynić sułtanką Kaszmiru.
I sułtan przymrużył oczy, chcąc zobaczyć, jakie wrażenie na księżniczce sprawią te słowa.
Tymczasem księżniczka postanowiła udawać szaloną, która nie rozumie, co się do niej mówi. Zaczęła więc biegać i miotać się po komnacie, drapiąc każdego, ktokolwiek się do niej zbliżył.
— Niestety! — zawołał sułtan, załamując dłonie. — Ta piękna księżniczka jest obłąkana! Obłąkanej poślubiać nie wolno!
— Jestem chora, od rana do wieczora trapi mnie zmora! Połknęłam potwora! Wpadłam do jeziora! Ratujcie, bo już pora! Poślijcie po doktora! — wołała księżniczka, starając się dobierać słowa bez sensu i związku i, podbiegłszy do sułtana, podrapała mu lewy policzek prawą ręką, a jednocześnie nogą uderzyła go w brzuch opasły i pulchny jak poduszka.
— Oj! Oj! Oj! — zawołał sułtan. — Czylim się spodziewał, że ta drobna rączka tak drapie, a ta mała nóżka tak kopie! Sprowadźcie jak najprędzej doktora! Niech uleczy tę piękną księżniczkę, abym ją mógł nareszcie poślubić!
I sułtan wyszedł, zostawiając księżniczkę samą w komnacie. Natychmiast wydał rozkaz, aby sprowadzono najsławniejszych doktorów. Nazajutrz kilku słynnych w całym Kaszmirze lekarzy weszło do pokoju księżniczki. Księżniczka wciąż biegała błędnie od ściany do ściany, wykrzywiając twarz i krzycząc wniebogłosy:
— Kto się zbliży na łokieć — w krtań mu wsunę paznokieć! A kto bliżej przyskoczy — temu wydrapię oczy! Jestem straszna i wściekła, rodem z samego piekła! Mam ja duszę ponurą i diabła mam pod skórą! Brat mój — wąż, siostry — żmije! Kogo dotknę — zabiję! Zabitego w piec wkładam i smażę go, i zjadam!
Doktorzy, słysząc te groźne słowa, bali się podejść do księżniczki i zbadać jej puls oraz stan zdrowia. Gdyby zbadali, może by przyszli do przekonania, że tylko udaje chorobę. Ale ponieważ żaden z nich nie ośmielił się księżniczki dotknąć, więc tylko kiwali smętnie głową i mówili szeptem do siebie:
— Dziwna choroba… nieuleczalna choroba… niebezpieczna choroba…
Sułtan, słysząc te szepty doktorów, pogrążył się w rozpaczy.
— Czy nie macie żadnej nadziei na uleczenie księżniczki? — zapytał drżącym głosem.
— Żadnej — odrzekli chórem doktorzy.
— Kocham ją — szeptał sułtan — ale jest obłąkana, więc nie może mnie pokochać! Gdybyście ją uzdrowili, na pewno wyznałaby mi miłość i byłbym najszczęśliwszym ze wszystkich sułtanów na świecie.
— Nie wątpimy o tym, że pokochałaby ciebie — rzekli doktorzy — przede wszystkim dlatego, że jesteś władcą Kaszmiru.
— I dlatego, że jestem piękny — dodał sułtan, głaszcząc dłonią swoją brzydką twarz.
— I dlatego, że jesteś bogaty — rzekli doktorzy.
— I dlatego, że jestem mądry — dorzucił sułtan, robiąc przy tym głupią minę.
— I dlatego, żeś ją wyzwolił z rąk złego czarownika — mówili dalej doktorzy.
— I dlatego, że mam miły głos, wyraziste oczy, ponętny podbródek i czarujący nos — zawołał sułtan, wzdychając głęboko.
— Tak! — rzekli doktorzy — posiadasz mnóstwo zalet, ale musisz się wyrzec księżniczki. Nie znamy środka, który by ją uleczył! Przez całe życie będzie obłąkana.
Powiedziawszy te słowa, złożyli niskie ukłony i wyszli. Sułtan, pobity i posiniaczony przez księżniczkę, też opuścił komnatę i udał się w głąb pałacu, aby tam rozmyślać o swoim nieszczęściu.
W tym właśnie czasie przybył do Kaszmiru jakiś derwisz z obcej krainy. Był to Firuz-Szach, przebrany za derwisza. Ponieważ w całym mieście mówiono o chorobie księżniczki bengalskiej i o tym, jak ją sułtan wybawił od przemocy złego czarownika, właściciela zaklętego rumaka, więc Firuz-Szach od razu się domyślił wszystkiego. Był pewien, że jego narzeczona udaje obłąkaną, ażeby tym sposobem uniknąć przymusowego ślubu z sułtanem. Natychmiast zrzucił szaty derwisza, przebrał się za doktora i poszedł wprost do pałacu sułtana.
Zdziwiono się wielce w pałacu, że znowu nieznany jakiś doktór zamierza leczyć księżniczkę. Sułtan sam wybiegł na jego spotkanie i zawołał:
— Nieszczęsny doktorze, nie mam już nadziei na twoją pomoc i na twoje znawstwo. Czekają cię tylko kopnięcia nogą, uderzenia ręką i przekleństwa tak straszne, że włosy dęba stają na głowie! Nie będziesz mógł nawet zbliżyć się do obłąkanej księżniczki, ażeby zbadać puls, ale jeżeli chcesz koniecznie spróbować szczęścia — to spróbuj! Wszakże trudno znaleźć mędrszego, piękniejszego i ponętniejszego człowieka ode mnie, a pomimo to księżniczka nie pozwala mi zbliżyć się do siebie!
— Znam takie tajemnice medycyny — odrzekł Firuz-Szach — i posiadam taką potęgę spojrzenia, że potrafię ugłaskać księżniczkę i nawet — o ile los mi dopomoże — uzdrowić zupełnie.
— A więc wejdź jak najprędzej do jej komnaty — zawołał ucieszony sułtan — i zrób wszystko, ażeby wyzdrowiała i mogła nareszcie wyznać mi swoją miłość, bo wiem, że mnie kocha, lecz obłąkanie mąci jej rozum i przeszkadza rzucić mi się na szyję z wyznaniem miłości.
Firuz-Szach pogładził siwą, przyprawioną brodę i szybkim krokiem wszedł do komnaty księżniczki. Księżniczka, ujrzawszy doktora, zaczęła jak zwykle biegać po pokoju, wrzeszcząc i wygrażając pazurkami. Sułtan stanął opodal i przyglądał się tej scenie.
— Niech śmierć ciebie zaskoczy, niech czart wyżre ci oczy, niech cię obłęd zamroczy! — wołała księżniczka, zaciskając pięści i tupiąc nogami.
Firuz-Szach zbliżył się do niej i szepnął tak cicho, ażeby go sułtan nie słyszał:
— Księżniczko, jestem Firuz-Szach, twój narzeczony, przebrałem się za doktora, żeby ciebie ratować. Uspokój się i nie lękaj niczego. Powiedz mi tylko, gdzie się znajduje rumak zaklęty?
— Zdaje mi się, że sułtan złożył go do swego skarbca.
Tymczasem sułtan zdumiony był tym, co zobaczył. Po raz bowiem pierwszy obłąkana księżniczka pozwoliła doktorowi zbliżyć się do siebie. Firuz-Szach zbadał jej puls i rzekł do sułtana:
— Zdaje mi się, że potrafię chorą wyleczyć, ale muszę przedtem wiedzieć, z jakiego powodu zachorowała? Czy nie miała czasem jakiegoś osobliwego zdarzenia w życiu? Może rzucono na nią zły urok, który trzeba odczynić? Świat jest pełen czarów, zaklęć i tajemnic. Musiałbym wiedzieć dokładnie, jakie czary opętały księżniczkę.
— Zdaje mi się — rzekł sułtan — że ją opętał zły czarownik, który ją uwiózł skądś na rumaku zaklętym.
I sułtan opowiedział Firuz-Szachowi, jak wybawił księżniczkę z mocy złego czarownika. Wówczas Firuz-Szach po udanym namyśle rzekł:
— Przychodzę do przekonania, że jazda na rumaku zaklętym jest przyczyną obłąkania księżniczki. Aby ją uzdrowić, musiałbym w jej obecności odczarować rumaka zaklętego.
— Rumak zaklęty znajduje się w moim skarbcu — zawołał sułtan — możesz go stamtąd wydostać i odczarować.
— A więc jutro, skoro świt, każ mi sprowadzić rumaka zaklętego na plac przed pałacem. Księżniczka też przyjść tam powinna. Mam kadzidła, których dym zniszczy wszelkie czary i w rumaku, i w księżniczce. Wówczas choroba ustąpi zupełnie.
Powiedziawszy te słowa, Firuz-Szach ukłonił się i wyszedł.
Nazajutrz, skoro świt, sprowadzono na plac przed pałacem księżniczkę i rumaka zaklętego. Firuz-Szach ustawił rumaka na środku placu, a sam z księżniczką stanął tuż przy siodle. Potem otoczył rumaka i księżniczkę kadzidłami i zapalił wszystkie kadzidła. Gęsty dym, unosząc się w powietrzu, zasłonił i rumaka, i księżniczkę, i Firuz-Szacha przed oczami sułtana i gromady dworzan, bo wszyscy zebrali się na placu, aby patrzeć na uzdrowienie księżniczki. Wówczas Firuz-Szach wraz z księżniczką dosiadł rumaka, śrubkę odpowiednią zakręcił i po chwili sułtan i cały dwór jego ujrzeli, jak ponad dymem kadzideł księżniczka w objęciu Firuz-Szacha unosiła się w górę na rumaku zaklętym. Sułtan zrozumiał, że go zdradzono, i zawołał:
— Podły doktorze, oddaj mi księżniczkę, która jest zachwycona moją urodą!
— Księżniczki ci nie oddam — odrzekł Firuz-Szach z konia — ale mogę ci oddać moją brodę, którą sobie przyprawiłem.
Mówiąc to, zdjął przyprawioną brodę i rzucił ją tak, że upadła na łysinę sułtana.
— Zdrada, zdrada, zdrada! — krzyczał sułtan.
— Nie zdrada, lecz kara! — odpowiedział Firuz-Szach. — Tak niechaj będą karani wszyscy, którzy chcą poślubić młode dziewczęta, nie zapytawszy ich pierwej o zgodę.
Rumak zaklęty z błyskawiczną szybkością pomknął w błękity i zginął z oczu sułtana.
Jakaż była radość w Persji, gdy Firuz-Szach powrócił wraz z księżniczką! Tegoż dnia urządzono im huczne wesele i król perski natychmiast wysłał do króla bengalskiego posłów z zawiadomieniem o ślubie księżniczki z księciem Firuz-Szachem. Król bengalski uradował się bardzo i pojechał zaraz do Persji, aby poznać osobiście swego zięcia. Odtąd Firuz-Szach i jego piękna żona spędzali czas w szczęściu i weselu. Często wybierali się na spacer po obłokach na rumaku zaklętym i wspominali dawne przygody i nieszczęścia. Ale wspominali z uśmiechem, a rumak zaklęty wesoło galopował po błękicie.

This story is the first story in the collection „Sesame Legends”, which I wrote about earlier. The author of the original text is Bolesław Leśmian, and the author of the English translation is me.

You have to be very careful to listen to the fairy tale about the enchanted steed from the beginning to the end. This is a fairy tale full of unexpected events and unheard wonders. A truly magical fairy tale. So inadvertent and careless listeners easily get stuck in this fairy tale just like one boy strayed in a fairy forest. At midnight all the paths and roads of this strange forest started laughing and jumping and – laughing -they ran away from the boy any time he wanted to put his foot on one of them to get back home. You need to be very attentive when entering a fairy forest, or when you are listening to truly magical fairy tales. Even the Persian, Arab, and Indian kings tended their royal attention when they were told of this strange and horrible, peculiar and inconceivable fairy tale.
We ask for silence because this fairy begins!
Anyone who knows the tales of a thousand and one night knows for a long time that the Persian New Year falls in the spring. In our country – in the winter, and there – in the spring. The first day of spring is also the first day of the year. The Persians love the sun and the flowers, and therefore they start their year when there is a lot of sunshine and plenty of flowers in the world. On that day there is a great feast on the whole Persian land. It is very nice when a great holiday is coming and various sorcery is happening. It must be noted that in Persia there are many different sorcerers, especially in the main city – the capital of Persia, which is called Shiraz.
On that very day, for the New Year, the Shrine was celebrating a wonderful feast. On the huge square in front of the royal palace, there was a tall throne, carved from gold, once taken from Sesame. On this throne sat the king himself in a purple mantle and in a crown densely knotted with diamonds. Curious subjects carefully nostriled their noses up to look into the dazzling glare of the royal crown. But the sun’s rays, reflected from the diamonds, hit them directly on their faces, and their toes snapped upward.
On the sides of the throne stood knights and courtiers, and at the front stood the musicians of the court. Musicians were proud of their golden and mysterious instruments and of the fact that they were taught to play various melodies on these instruments. They played so fiercely and so hastily, and so to dance that not only all subjects, but even the king himself could not stand or sit still and lightly moved on the golden throne to the beat of the music. Everyone was moving and chattering. Subordinates nodded without words, and the king hummed such words:
„I apologise to you, my subjects, for my listening to your playing on gold instruments and my moving on to the beat of your music instead of not listening to anyone.”
So hummed the king. Meanwhile, more and more crowds gathered in the square, because everyone wanted to see the king, the musicians, and the New Year.
At that time, different people from different lands came to the king to boast of magical inventions and magical discoveries. Such was the custom in Persia that during the New Year wonders and wonders unknown to anyone yet were shown to the king.
First, an Arab in a white turban and a white coat stood before the king. The Arab showed the magic mirror to the king. Whoever looked into this mirror, saw the face of their great-great-grandfather instead of his own face. The great-grandfather nodded his head in greeting and smiled, just as if alive. The king liked the magic mirror very much. He bought it and ordered it to be put into his treasury at once. Then a young Syrian approached the throne and laid the enchanted ducat before the king. The ducat was golden and had the property that anyone who put it in his pocket immediately got strong blushes on their face. The king liked this ducat very much and he also ordered it to be submitted to his treasury.
After the Syrian, a Persian showed up and set a large carpet before the king. The rug was woven from the same purple colour that burns on the clouds in the evening when the sun is setting. It was enough to set this carpet in the room to hear the sun telling the golden and purple fairy tales while setting, full of golden and purple scares. No man could tell such fairy tales! The king liked the carpet, he bought it and ordered it to be put into the treasury.
And many other sorcerers showed the king various miracles and wonders. And when they all showed up, the king gave a sign with his hand that the ceremony was over. The musicians stopped playing gold instruments. The sorcerers set off – each back to his homeland. Subordinates began to go home. Then suddenly – from here, out of nowhere – an Indian came out of the crowd. The Indian was leading a beautiful palfrey on the bridle, on which a golden saddle and a golden shaprack glittered. The palfrey was carved from wood, but it was done so well and accurately that not only did he look like he was alive, but he really moved, rolled his fiery eyes, distended his nostrils, and rang golden hooves against the ground so neatly as if to say, „Do you hear how pretty I’m ringing?”
Everyone looked at the Indian and he looked at everyone. Everyone at his sight felt some kind of awe, but he did not feel any fear. Quickly and suddenly, with his palfrey, he approached the king, fell before him on the ground, for that is what the custom was, then he rose, pointed to his palfrey and said with a mysterious smile on his face:
„King, I’m coming to you as the last one, but I’ll marvel you, with the greatest miracle of all miracles! This miracle is – my steed. Just look at him and you’ll see that I’m telling the truth.”
The king looked at a steed and was indeed delighted with his sight. After all, he hid the delight from the Indian, because he wanted to show that he is a master of miracles and that he has seen far more wonderful wonders. To show it, he narrowed his eyes, grimaced and said with a snick:
„I’ve seen far more amazing wonders because I’m a king, not a rogue. Although your horse is very well and carved in the wood, I know the sculptors who can carve the same, and even more beautiful a horse.”
The Indian, hearing these words, smiled mysteriously again and answered the king:
„This horse not only looks beautiful but has magical powers. It is a really magic horse, unlike any other ordinary horses. I know one such secret that I can force my steed to run very fast. Whoever I teach my secret can ride my steed just like me. We, sorcerers, like to do everything in a sorcerer’s way. We are bored by the ordinary riding on a regular horse. Much more fun makes us spell riding on an enchanted palfrey. If your Majesty wishes, I can immediately take my horse and try it in the eyes of your Majesty and all the subjects.”
„All right,” the king called, „I wish this because I want to convince myself that your steed is really an enchanted horse. I remember that when I was a little boy, my nurse told me one night about an enchanted steed. Maybe it is the same palfrey from the same fairy tale. And even if he was a palfrey from a totally different fairy tale, anyway, I want you to get on him in my eyes.”
The Indian immediately mounted a palfrey, changed his position in the golden saddle, pulled the gold reins, and asked the king with the same mysterious smile:
„King, where do you want me to go now?”
The king had long thought until finally, he said,
„You see there – in front of us – behind the city – in the desert a faraway mountain. This mountain is so far away that its clear shapes are not visible. You can only see the blue mist. But this blue mist is just a mountain, very distant from our eyes. The sun now illuminates that mountain, and actually the blue mist. The sun-lit fog of blue looks like gold. Point your palfrey to that golden mist, which is a blue mist, and when you get close to her – it will change up. At the foot of the mountain grows a palm tree. I know all the leaves of this palm because I planted it myself. Break one palm leaf and bring it back to the proof that you were at the bottom of the mountain.”
As soon as the king pronounced these words, the Indian immediately bolted the screw hidden on the horse’s neck under the mane. The horse screwed up magically, shot up in the air together with the Indian. He rose so fast that he disappeared into the clouds at once. And the king and his subjects yelled out of surprise and wide opened their mouths and eyes. They have not yet closed their mouths and eyes, and have already seen in the clouds of the returning Indian horse. The Indian quickly fell from the clouds to the ground. He pointed the horse to the square – before the royal throne. In one hand he held the gully, and in the other palm leaf, broken at the foot of the mountain. He stopped the steed before the king, jumped from the saddle to the ground, fell to the feet of the king, and laid down a great palm leaf.
„Yes,” the king exclaimed, delighted by this extraordinary wonder, „that is certainly the same enchanted steed my nurse told me about when I was still a little boy! It is definitely the most beautiful palfrey of the most beautiful fairy tale! I want to buy the steed from you! I will give you as many ducats as you want!”
The Indian again smiled mysteriously and so answered the king:
„King, I got this steed from one of the sorcerers who are my friends. He did not want to take ducats or thalers in return. But he demanded my sister’s hand. Besides, I had to swear to him that I would not sell my steed to anyone for either ducats or talars. Miracles cannot be sold. I’m only allowed to give the enchanted steed to someone who will give me their sister or daughter as a wife. If you want to become a happy owner of the enchanted palfrey, you must give me your beautiful daughter, the Persian princess!”
Hearing these bold words, all the courtiers and ministers burst out laughing loudly. The court ladies cried out, „How dare you insult our princess, who can only marry a prince!” But the most infuriated was the infamous Indian king, the young Prince Firuz-Szach. He did not say anything, for he was sure the king himself would make a fool of himself. The king, however, liked the enchanted steed so much that he did not know what to do now and how to do it. He thought and kept silent. He was silent and stared at the horse. He stared at the horse and was delighted with his golden hooves. Then Prince Firuz-Szach stepped forward and said in a calm voice:
„I apologise to you, my father-king, for daring to point one thing out to you. The audacious Indian offended your daughter and my sister. For all the people gathered in this square, he asked her in return for his horse. He forgot that my sister and your daughter is a princess and can only marry a prince. But you, the king – instead of punishing the audacious Indian – you thought and were silent. You are silent and you look at the steed. You look at a horse and you admire his golden hooves!”
„I’m sorry, my son,” the king said, „I apologise to you for being so dazzled by the golden hooves of the enchanted steed. I love my daughter and I would never marry her to an unknown vagabond. I know how many evil sorcerers wander our land. Maybe the Indian is one of those evil sorcerers. Besides, my daughter is a princess and must marry a prince. But just think how nice it is to have an enchanted horse in your vault! The entire nation would be grateful for such a purchase! Whoever has an enchanted palfrey, can freely roam in the clouds and conquer his enemies walking on the ground. Think of what a grief it would be for me if the king of another land agreed to the indescribable demand of the Indian, gave him his daughter’s wife and received a spell cast in return! If that were the case – I would die of despair! And yet I know that you, my son, or my subjects do not want me to die of despair. That is why I am silent and I am thinking, what am I supposed to do? I would like, my son, you to test the enchanted palfrey now. I wonder if this palfrey will obey you just as he obeyed the Indian. I do not doubt that the Indian will let you get on his palfrey.”
As soon as he heard these words, the Indian approached Prince Firuz-Szach immediately to give him a stirrup and to teach him the secret. But the Firuz-Szach had once seen how the Indian screwed the screw on the neck of the horse. And before the Indian could say anything, he jumped into the saddle and screwed the screw. As soon as he did so, the steed in the blink of an eye raised him. Firuz-Szach disappeared from the eyes of the king and all his subjects.
„Who sees my son in the clouds?” asked the king, scared and amazed.
„Nobody, nobody, nobody!” voices rang out.
Then the king turned to the minister of the court and asked:
„Have you ever disappeared in the clouds and do you know what to do in such cases?”
The minister of the court blushed and said:
„May your Majesty forgive my heaviness. I’m already sixty and I am very obese. Since I have been living in the world, I have not yet disappeared in the clouds, and I do not know what is to be done in such cases.”
The king exclaimed desperately:
„I have a minister in the court who cannot help me when I am truly unhappy! My son disappeared in the clouds! I am the most unhappy of all the fathers on earth! Why did I persuade my son to ride the enchanted parfley? Where is the Indian, the perpetrator of my misfortune?”
The Indian bowed down his forehead to the floor and cried out:
„King! It is not my fault that your son disappeared in the clouds. I wanted to teach him the secret of leading the steed before setting off. But your son, careless and proud like any young man, did not even wait for my advice. He had seen me screwing the screw on my horse’s neck before, he screwed it before I could say anything, and disappeared in the clouds instantly. The thing is, screwing this screw forces the steed to continually fly long and high – ahead. In order to stop it and return it to the ground, you have to turn another, smaller screw, hidden below, under the shaprack. I do not know if Prince Firuz-Szach will find out the secret. I can not be responsible for the life of the young prince.”
„I’m afraid,” the king said, „that your horse will bolt in the clouds and will blow up my son from the saddle.” From such a height one does not fall to the ground with impunity. Death is then unavoidable.”
„When it comes to that – you can be peaceful,” the Indian replied. „My horse is not stained and never bolts. Nobody had dropped off the saddle and he had never pranced, even before the highest cloud. I can swear that he will not do anything wrong to Firuz-Szach and will not let him fall to the ground.”
„Then,” said the king, „I will be waiting for my son’s return from the clouds for three months. If he does not come back in time, I’ll order to have your head cut off. Meanwhile, I’ll put you in jail so you do not run away before three months pass.”
Immediately, the Indian was thrown into prison, and the king returned to the palace to wait for his son there.
Meanwhile, Prince Firuz-Szach, raised so quickly and so suddenly, did not understand what was happening to him. He did not lose consciousness, however, because he was brave. And courage is needed, especially when it’s summer after the clouds. The land has long since disappeared from his eyes. He could only see the sunlit clouds. Some were gold, others were silver. Some were burning so hard that the smoke of gold swelled from them like fire. Firuz-Szach saw nothing but clouds and sunshine. The palfrey ran quickly and with golden hooves hitting the clouds so strongly that they sometimes splashed to shreds. Firuz-Shach felt his horse rising higher and higher, farther from the ground and the palace. He looked down – and saw the emptiness and abyss. He felt dizzy and thought that such a journey through the clouds was dangerous and that he had to return to earth. So he screwed the same screw in the opposite direction. It seemed to him that he would steer the horse back to the ground. But that did not help. The steed flew on without slowing down. Meanwhile, the sun, which had been above Firuz-Szach’s head, had slipped lower and shone right in his eyes. „There is still a day in the clouds,” thought Firuz-Szach, „but there’s a certain night on the ground. Actually, it is time to go home. But how to do it? Maybe apart from the screw I know, there is yet another screw I do not know? I have to look for another screw. ”
The horse galloped across the sky, jumping from cloud to cloud, and Firuz-Szach was looking for the second screw. The horse had just climbed onto a huge, fluffy and lightly purple cloud which had a golden tip. Firuz-Szach felt the cloud was rocking under the horse’s hooves. The steed immediately bounced off the purple edges of the cloud and in one jump reached its golden tip, and then from the golden top it slid down to the other side of the cloud and jumped from it to the nearby cloud of silver and wobbly. At the same moment, shaken by the sudden and unexpected bouncing of the steed, Firuz-Shach unknowingly grasped his hand for a cone-shaped saddle, and pulled out from the saddle to the front. Then the young prince sensed a small and hard object beneath the cap. He peered at the saddle – and what was his joy when he saw the second, unknown screw!
„That is the one,” he exclaimed, „that is the one! I have long dreamed of this screw and I found it at last! Now the running of the horse depends on my will.”
It is hard to describe the joy of Firuz-Szach. None of us was in his position, so no one knows how nice it is, travelling around the clouds, to find the screw that salvation depends on. Firuz-Szach immediately turned the screw and sensed that the steed, instead of going up, slowly lowered himself to the ground. Gets lower and lower, and cautious so that the rider does not fall off the saddle. Firuz-Szach looked down and saw that down there under the clouds something was greening. He was glad because he understood that it was greening the ground. It was not visible at all. It was only a wonderful, distant, green colour. But the lower the steed was getting, the clearer the earth was. Firuz-Szach noticed the red and blue colours. The reds were probably roofs of houses, and the blues – rivers, lakes, and streams. But for a long, very long time, and slowly was the enchanted steed approaching the earth, so that the night was on the ground, and the stars were burning in the heavens. The steed touched the ground with his hooves and stopped in the darkness of night. Firuz-Szach dismounted and set his feet, which had been so long in the air, in the clouds, on the ground. It was hard for him to stand on his feet – he was so weakened by air and hunger because ever since his departure from his homeland towards the clouds, he had nothing to eat. He began to look around carefully, to recognize in the darkness where he was. In the dark room, it is difficult to recognise where the chair stands, and where the table and where the bed are. Now and then, groping, one bumps on the table, or the bed, or the chair again. It seems that all these objects have changed their usual places and that they themselves set themselves differently than the people had set them during the day. But far more difficult than in a dark room, it is to cope in a dark and unknown place. Trees look dark like freaks and monsters. Close objects make the impression of being distant, the distant ones – of being close. Everything around changes its foreign and unknown shapes, everything hides in the darkness, escapes and again, frightening, approaches closer. Firuz-Szach was in a dark and unknown place. So, for a long time, he could not understand where he was and what was happening to him. He strained his eyes in vain, for he saw nothing. But slowly, his eyes became accustomed to the darkness and began to distinguish all the objects better. Only then did Firuz-Szach realize that he was standing on the ground, but on the terrace where there were many palm trees and flowers in huge alabaster vases. Having seen the terrace, Firuz-Shach found out that the terrace was on the roof of a palace. After a moment, the young prince noticed the stairs leading from the terrace into the palace. At the bottom of the stairs, at the last step, the prince saw the half-open door, through which one could enter the mysterious and illuminated palace chambers. The prince approached the door and thought,
„I think I might go into the palace because no one would take me for a crook or a dangerous vagabond. I have no weapon, no evil eyes, no monstrous face.”
Having thought so, he diluted the door more broadly but tried not to make the slightest noise. Noise could awaken and frighten any of the guards or servants who slept in the first chamber. So prince prudently and tiptoeing went through the chamber and nearly hit with his leg the lip of a fat guard who stretched out on the floor and snorted so strongly that his lower lip snaked inertly and clamped to the floor. Firuz-Szach skillfully passed this lip, but he had to get past many other guards, as there were many of them in the room. They were all black, all snoring and everyone had a sabre on their side. Firuz-Szach guessed that they were Negroes on the services of some beautiful princess.
„The princess’s Negroes I’ve seen already,” thought Firuz-Shah, „I would like to see the princess herself now. She is probably beautiful and sleeping without snoring and without a sabre on the side. Besides, she is good and she likes to save unhappy people who have travelled the dangerous way on an enchanted steed.”
Thinking so, Firuz-Szach came closer to the next door. This door was the prettiest, all gold, and on this gold, a purple inscription was engraved: „Here sleeps the princess”. Firuz-Szach skillfully, without a noise, opened the door and entered the room, which had blue walls, a blue ceiling, and a blue floor. The ceiling was covered with blue lights and illuminated the whole room. The princess slept on a high bed under a blue canopy; around the princess, on the smaller and less comfortable beds, slept her maidservants, to accompany the sleep of their lady. Firuz-Szach approached the sleeping princess and looked at her. She was so beautiful that he immediately fell in love with her and thought, „How good it was that the enchanted horse drove me to this palace. I do not want another wife except this princess who sleeps in a blue room under a blue canopy. I have to apologize to her for coming so suddenly and unexpectedly into her room during sleep, which is as beautiful as the one who is lying in this sleep. In addition, I must, using the case, immediately show her my delight and respect.”
To do this, Firuz-Szach knelt beside the princess’s bed and lightly touched her hand with his hand. The princess opened her eyes, but she was so surprised she did not even scream, she just looked at the prince kneeling at the foot of the bed.
Firuz-Szach, using the princess’s silence, which was good for him, bowed his head and said these words:
„The venerable princess, thanks to a strange and truly magical incident, I came into your chamber about midnight, when everyone was sleeping normally and no one was waking up. I’m the son of a Persian king. Just yesterday morning I was in Persia. Today I am in an unknown land. I am in danger here, unless you, revered princess, take me under your care. I’m sure you will not refuse my care because you’re beautiful and who’s beautiful – cannot be bad.”
The Princess rubbed her sleepy eyes and said:
„Indeed, it is a late hour, but I am not tired at all, because my handmaids put me to sleep very early tonight. I am the youngest daughter of the King of Bengal. My father built me a palace outside the city, away from his palace, so that I had fresh air because the air is bad in the city. You can be calm about yourself, my surprise guest because in Bengal hospitality and politeness are no less widespread than in Persia. Nothing bad will happen to you. I am very curious how you have travelled so far in such a long time – from Persia to Bengal. I’m more curious as to how you got into my palace so late at night. But I see through your eyes that you are tired and hungry. Tomorrow you will tell me everything, while I will wake up my servants and order them to feed you and to point out one of my rooms where you will find a peaceful night’s sleep.”
The princess clapped her hands and all the handmaids woke up immediately. They all rubbed their eyes at the same time and all at the same time rose from their beds as they slept in their clothes, so that they were ready to serve the princess at every moment. They all took a candle in their hand and, with candles flashing, approached the princess to listen to her orders. Each one, passing by next to Firuz-Szach, flashed the candle in his eyes and watched his face, pale but calm, in surprise.
And the princess said:
„The one whom you have flashed the candle in the eyes is the son of the Persian king. He is called Firuz-Szach. Since he strayed to my palace at night, I consider him my guest. He is tired after a long journey and must be fed and rested. Feed him well and get him a comfortable overnight stay in a purple room.”
Immediately, all the servants, flashing the candles, led Firuz-Szach through a long series of chambers into the palace, into a room that was called purple because of the purple walls, the purple ceiling, and the purple floor. As soon as Firuz-Szach had time to watch his room, the princess’s servants brought him tasty dishes on the silver plates and prepared the downbeat for the night. Then they left, leaving the prince alone in the purple room.
Firuz-Szach ate fast and much because travelling on the enchanted horse enlarged his appetite.
After eating all the dishes and after drinking all the wines, he finally stretched himself out on down bed and fell asleep. Throughout the night, he dreamed of a princess and an enchanted horse, tasty dishes on silver trays, and the purple room where he was.
Meanwhile, the princess waited impatiently for the return of her servants. When they finally came back, she called them to her and said:
„Do you think the young prince is a brunette or does he have brown hair?”
„Brunet,” answered the servants.
„I totally agree with you,” said the princess. „It is a very beautiful, good and noble brunet. I wonder if you liked him as much as I did or not as much?”
„As much,” cried all the female servants, flashing the candles.
„I was sure of that!” said the princess. „And I know you would be glad if I got married to Firuz-Szach because it’s hard to find a more beautiful and noble young man in the world.”
„It’s hard!” whispered the servants.
” And yet I do not know,” continued the princess, „if Firuz-Szach falls in love with me.”
„Princess!” said the oldest of the maidservants, „I am old and experienced. I also noticed immediately that Firuz-Szach is destined to be your husband, and I am very glad that I will be at your wedding soon.”
„Because you are old and experienced, I believe you entirely,” replied the princess. „But now I’m sleepy, so stop the conversation and wish me a good night.”
„Good night!” the handmaids called, extinguishing all their candles at the same time.
The princess stretched out comfortably on her bed and fell asleep. She dreamt of Prince Firuz-Szach, but since the prince had not yet told her anything about the enchanted horse, the princess did not dream of the enchanted horse.
The next day, when the dawn came, the Bengali princess sprang from her bed and ran to the mirror. All the handmaids surrounded her wheel and waited for orders.
„I have to get dressed nicely,” the princess exclaimed, „for I will see the young prince in a moment. Advise me, what dress should I wear? Purple, light blue, or green, or blue, or white? I would like to put all of them right away, but I cannot do that, because although each one is light as a fluff, all together it would be too heavy and I could not move neatly. Advise me, which one should I choose?”
Some handmaids advised the purple dress, the others the blue one, yet the others the green one, the fourth group the blue one, the fifth group the white one. The princess wrang her hands because she did not know which handmaid to listen to.
„You cannot advise me,” she said sadly. „Maybe my mirror will advise me better. Give me all the gowns in turn, and then I’ll look in the mirror in each dress in turn.”
And the maid dressed her in a variety of dresses, and the princess looked in the mirror, and finally, she cried out:
„I look most beautiful in the light blue dress. Dress me in this dress, because it’s time to see the Persian prince.”
And she dressed in a light blue princess dress and went to visit her guest because she was very curious about his adventures from the day.
Prince Firuz-Szach has been on his feet for a long time. He sat in his room by the window and looked at the new, unknown Bengal lands.
It was morning. The sun was shining. The flowers in the field were full of dew and the dew gleamed in the sun. Prince Firuz-Szach looked out the window at the morning, sun, flowers and, dew. Everything in Bengal was different than in Persia. Flowers were Bengali and dew – Bengali, only the sun was the same as in Persia.
The princess entered his room and said:
„You promised me yesterday to tell you about your trip from Persia to Bengal, so I’m coming because I’m curious.”
Firuz-Szach smiled and said:
„In the morning everything seems happy and not as terrible as at night. If I had told you my adventures in the night, you would not have been able to sleep peacefully, beautiful princess. You would have dreamt of the enchanted horse and a terrible Indian.”
„Because I do not know the enchanted horse and horrible Indian so far, I only saw you in the dream. Tell me your adventure sooner, because I’m dying of curiosity.”
Firuz-Shach told her everything as it was, from the beginning to the end. The princess listened, trembling with emotion. The Indian who showed the Persian King the steed during New Year’s Eve scared her very much. And the enchanted horse scared her. But what frightened her most was the story of how Prince Firuz-Szach got on the enchanted steed, turned the screw on his neck under the mane, and rose into the air all of a sudden. And how he then did not know that besides this screw there is a different one, under the shaprack, and how he then sought this screw, galloping over the clouds. But she was pleased to hear that the young prince had found the other screw and that the steed had fallen from the clouds with the prince on the ground and stopped on the terrace of her palace.
She clapped her hands and called:
„How good it was that the enchanted horse stopped on the terrace of my palace! If he had stopped elsewhere, I would have never seen you!”
„And I would not have seen you,” replied the prince, „and I could not tell you your adventures. But I saw it, so I love it. I think our parents would be very happy if you were my wife. You know my adventures, my courage and my love. I know your palace and your beauty, but I do not know your love. Tell me, do you love me and do you want to be my wife?”
„I love you,” replied the princess, „it would be sad and boring if you left and never returned to my palace. One of my handmaids – a very old and experienced one – told me that you are destined for my husband. And I think the same. But I think you should first visit my father, the Bengali king. I’m sure you’ll like him and that he’ll agree to our marriage.”
Firuz-Szach replied to this princess:
„I cannot show myself to the king of Bengal without rich clothes and a splendid retinue. He would think I was just some kind of vagabond, not a Persian prince.”
„Why did I not think of that?” asked the princess.
„Because you love me. And whoever loves, they see the truth, even if this truth was hidden, and it had neither rich clothes nor a great retinue of itself. But your father, the king of Bengal, can not love me at first sight, as you have loved me. And if he looks without love at my travel suit and lack of retinue, he may not see the truth and push me away as a vagabond who pretends to be a Persian prince. That is why I want to go back to Persia immediately and with a proper retinue to come to Bengal to ask the Bengali King for your hand.”
The princess grieved and exclaimed:
„How come? We have not had time to look at each other carefully yet and you want to go back to Persia? I’m afraid that you will forget about me in Persia and you will never return to Bengal again.”
„Do not be afraid,” the Prince called out, „I will never forget you. I will always remember that there is a country in the world that is called Bengali and that there is a princess in this country that I love. And always find the way from Persia to Bengal to come back to you.”
„No, no!” the princess cried, wringing her hands. „Do not leave and do not leave me alone, because I will cry all day and night. And one of my handmaids told me that one who cries a long time can cry their eyes out entirely until their eyes and their tears are gone. And they will not have eyes, and they will become blind. If you do not want me to become blind from tears, you have to stay in my palace for another month.”
Prince Firuz-Shah agreed to stay in the palace for one month
The princess, to make him happy, guided him through the gardens, the woods, and the meadows. She told him about various miracles that happened in Bengal. She went hunting with him. She instructed her servants to play with gold instruments and to entertain the prince with singing and dancing. But after a month the prince said to the princess,
„The month has expired, so I have to go back to Persia. My father loves me very much and I imagine how anxious he is about me! He probably does not sleep at night and he almost does not eat. I cannot allow him to stay without sleep and without food for so long. So today I decided to go to Persia, especially since I had a strange dream in the night, which I have not told you so far, in order not to scare you.”
„If you love me, you should not have any secrets from me!” called the princess. „You have to tell me your dream. And if you do not tell me, remember that I will not tell you my dreams either!”
„Alright,” agreed the prince, „I’ll tell you my dream, but do not scare, because the dream is strange and incomprehensible. I dreamed that I was walking the streets of Persia and I was approaching a prison where various offenders and criminals were seized. It was night, and all offenders and criminals screamed and cried in their sleep because they dreamed of their own offences and crimes, to frighten them in their sleep. The whole prison was shivering like in an ague from that screaming and weeping. And high above the walls of the prison, a sapphire sky filled with stars glowing. One of these stars broke off from heaven and, falling to the ground, went out. Then suddenly all the screaming and weeping in the prison stopped. It was so quiet around that it could be heard that the criminals outside the walls fell over their beds, tormented by the dreams. Then one prison window opened and a pale, very pale face of that Indian who came to Persia with an enchanted horse, appeared behind the bars. The Indian opened his eyes and looked at me.
'Who put you in jail?’ I asked, surprised.
'Bad luck,’ the Indian replied grimly.
'Were you shut down for a long time?’
'For three months, and after these three months, they will cut off my head. Do not ask me anything else, because I cannot give you more information in the dream. I was able to appear to you in a dream thanks to the spells. But these spells and the dream itself require me to speak to you vaguely, incomprehensibly, ambiguously, clumsily, intricately, wobbly and elusively. Tell me, where’s my horse?’
'He’s in Bengal,’ I said, 'I hid him on the terrace of the Bengal princess palace. Nothing wrong happened to it. I did not spoil him, nor did I break him.’
'Why do not you come back to Persia?’
'Because I’m in Bengal. It is enough for me that I visit Persia in a dream. After all, and at the moment I’m dreaming of Persia – is it not right?’
'Definitely, you’re dreaming of Persia,’ the Indian said. 'But at the same time, you’re dreaming of jail and me in this prison. I’ve been waiting for you for a whole month now. My life depends on your return. I will still wait two months, which together three months constitute. Do not you think that three months of waiting can lead to despair?’
'I do not think so,’ I said, 'I do not understand why you want my return and why your life depends on it? We were not in friendship with each other and we hardly know each other. As for me – I do not miss you at all.”
'I repeat,’ said the Indian, 'I repeat that the dream requires that I speak to you vaguely, incomprehensibly, ambiguously, mischievously, lingering, shaky, and incomprehensibly.’
'What else can you say in my dream?’ I asked the Indian.
The Indian laughed and called out,
’The head which I have on my neck,
I did not buy at the market,
But I got it from God
And that is why it is to me – dear.
And when the knife will cut this head off,
The neck looks ugly without it.
Time is running faster and faster,
And the knife is getting closer,
I feel sorry for a head – even if the head is tight
And all the more if it’s my own!’
And, having said these words, the Indian laughed with evil laughter, slammed the prison window shut angrily and disappeared behind the bars. Then the whole prison rumbled from the reproaches that woke me up. I do not know what this dream means, and I do not know what to do now: whether to return to Persia or stay in Bengal?”
„Stay in Bengal!” called the princess. „The Indian is a wizard and a bad man for sure. If in a dream he was urging you to return, it means that something bad will happen to you on your way.”
Prince Firuz-Szach obeyed the princess and stayed in Bengal.
It had been two months since Firuz-Szach had dreamed of an Indian until suddenly one night he was haunted by a terrible dream. Firuz-Szach said to the princess in the morning:
„The dream that I had that night is definitely forcing me to return to Persia.”
„Tell me your dream first,” the princess said, „because you may have misunderstood it again.”
„I was dreaming,” Firuz-Szach said, „that I was playing with a ball together with you on a vast green meadow. Around – emptiness, no living soul, just the two of us and the ball. We are throwing the ball high into the air and grabbing it in our stretched-out hands. The ball is big and weird, unlike other balls. I start looking at it and see it’s the head of an Indian. How many times do I throw it up, so many times, staring out, rising in the air and screaming into our hands? It’s hard to play with such a monstrous ball, but I have to because the dream cursed me and made me have such fun. In the meantime, with its mouth open and its teeth grinning, the ball is flying from your hands, princess, to mine and back. Finally, I grasp it firmly in my hands and say:
'Why do you go ball? After all, I see you are the head of an Indian.’
'Why do you play me like a ball if you know I’m a human head?’
'I’m playing you because the dream makes me play this game. In waking, I would not do it, but in a dream, I have to do what I dream of, not what I would like to do myself.’
At that, the head of the Indian grinned and said:
'Not only in the dream but also in the daytime you play with me like with a ball, because you do not think about returning to Persia. My life depends on your return. If you do not come back, they will cut me off the neck with a knife or an axe and I will fall to the ground like a ball. Go back immediately, otherwise, I will take revenge on your father, the Persian king, using evil witchcraft, spells, curses and various magical words. Now throw me up because I want to fly out of your dream and fix myself to my neck, where I’m always sitting, not as a ball, but as a head.’
So I threw a monstrous ball up and it, floating in the air, yelled out the words:
’I fly away up,
In the sky and the cloud,
A screaming ball,
Bloody and alive.
I know many spells,
Incantations,
Hidden spells
And a whole lot!
But do not play
With a bloody ball,
Because revenge will fall
On you in a treacherous way!
I am, after all,
Famous in the world
The only head
Of Mister Indian!
Your stay in Bengal,
Oh, prince, please shorten
And soon without regret
To Persia come back!’
And, by saying that word: 'come back!’, the ball, or actually the head of the Indian, disappeared into the air. Then I woke up and decided to go back to Persia immediately.’
„Ah!” called the princess, „Only the third month has come to an end, and you are about to give up on me?”
„It’s hard!” replied Prince Firuz-Szach. „The head of the Indian clearly threatened me in the dream that he would take revenge on my father with evil spells. Although I love you, I need to come back to Persia immediately and none of your requests will change my decision.”
Princess thought and said:
„Then I will go with you to Persia. There we will get married and inform my father, the king of Bengal, about the wedding. Will we make this journey on an enchanted steed?”
„Of course!” Firuz-Szach called out. „We’ll take it on the enchanted palfrey – and right now, this instant because the time is up.”
Saying that he took the princess by the hand and led her to the terrace, where he once hid the enchanted steed. The princess looked at the steed and said:
„I doubt this steed is strong enough to lift two riders on the back.”
„Do not be afraid,” said Firuz-Szach, „I’m sure he’ll able to lift us.”
And Firuz-Szach mounted the steed, leaned in his saddle, took the princess by the waist, and sat her in front of himself.
„Let me screw the screw!” said the princess. „When you told me about the enchanted palfrey, I dreamed in my soul that I would turn the magic screw myself.”
The prince pointed to the right screw, the princess turned it and the steed rose high into the air. Firuz-Szach directed him directly from Bengal to Persia.
The enchanted steed rose the prince and princess so fast that within two hours they were already in Persia. Prince Firuz-Szach stopped his horse not in front of the royal palace, but in front of another summer palace behind the city. He wanted to personally warn the king about everything that happened and then solemnly introduce him to his fiancée. So they both took a steed in front of the summer palace, where there was only an old and faithful maid – Badora. The prince left the Bengali princess under Badora’s care, left the enchanted horse in the palace courtyard, and rushed to the royal palace to see his father.
The prince found the Persian king and all his entourage in mourning, for they all thought that the young prince had long been dead. What was the joy of the old king when he saw his son and when he pressed him to his chest? Prince Firuz-Shach told him all the adventures from start to finish, and at the very end of his story he blushed and said:
„The Bengali princess, who welcomed me so warmly in her palace, has left Bengal today.”
„Where is the beautiful princess now?” asked the king of Persia with great curiosity.
„She’s in Persia,” Firuz-Szach said, lowering his eyes.
„Persia is spacious,” remarked the king, „and there are many cities of all kinds here. Tell me, in which of these cities is the princess currently residing?”
Prince Firuz-Shach smiled mysteriously and said:
„In the same city where we are staying at the moment…”
„Then tell me more precisely where she hid so that I could welcome her solemnly and invite her to the palace.”
„I left her in the summer palace – behind the city. I wanted to warn you, Father, that I love her and have her reciprocity. So accept the princess as my fiancee and your daughter-in-law. I would like to marry her today and announce to the King of Bengali as soon as possible about our wedding. I suppose that the king of Bengal may be concerned about the fate of his daughter, who suddenly disappeared from his palace.”
„The enchanted horse would be much use to us!” Cried the king. „Without that steed, you could not have travelled from Bengal to Persia so fast. Well, I want to go with you to the summer palace right now and get to know my future daughter-in-law. Today I’m going to throw you a big wedding party. Because of that solemn day, I’m going to get rid of a hundred criminals and, most importantly, an Indian. I put him in jail until your return. If you came back one day later, you would have paid it off.”
„Now I understand my dreams in Bengal,” said Prince Firuz-Szach. „The Indian in my dreams appeared pale, disheartened and impatient, and urged me to return.”
The king clapped his hands for the servants and gave orders to restore the Indian to freedom. Then the king and the prince were dressed in festive robes and, surrounded by the posse, turned their footsteps towards the summer palace, where the princess of Bengal was eagerly awaiting the arrival of her fiancée.
Meanwhile, the Indian, released from prison, learned from the crowd, gathered in the streets because of the return of the young prince, about everything that had happened. Without delay, he ran to the summer palace before the king and the prince managed to arrive there. He knocked on the door that was opened for him by Badora.
„The king and the prince,” said the Indian to Badora, „send me here to bring the Bengali princess to the royal palace on an enchanted horse. Because that’s where a wedding for the couple will take place today. Show me where the enchanted horse is, and warn the princess to be ready to leave.”
Old and faithful Badora believed the Indian, indicated to him the place of hiding of the enchanted horse and brought the princess, glad of the news of a quick wedding.
„Princess! Take on the steed and let me ride you straight to the beautiful Firuz-Shah, who is waiting for your arrival in the royal palace.”
The princess, gleaming with luck, skilfully jumped on the saddle, the Indian jumped almost at the same time, turned the screw properly – and the steed rose in the air like an arrow.
At that very moment, the solemn procession with the king and prince at the front came. The prince was the first to see the beautiful princess in the monstrous embrace of the Indian. The enchanted steed, dancing, was galloping in the air. The Indian, when he saw the solemn retreat, began to laugh hard and sneering at the king and prince.
„Still waters run deep,” he cried, harder and harder embracing the frightened and almost unconscious princess, who understood the Indian’s trick and treachery.
„Give us the princess, and you’ll get half my kingdom in return!” shouted the old king in response, jerking his head up and correcting the position of the huge spectacles on his nose.
„I prefer my vengeance to the half of your kingdom,” the Indian replied. „Why did you get me in jail? Why did you hold me there for almost three months in fear for my head? And you – the hardy young man, stupid Firuz-Szach – why have you stayed in Bengal for so long, even though I appeared to you in your dream and urged you to return?”
„The lowly Indian, the wicked wizard,” called Firuz-Szach, „I know that no promises or threats or requests will compel you to give me back the princely kidnapped princess. But know that my revenge will reach you everywhere, even if you have a hundred enchanted steeds and if you hide my princess in the furthest cloud!”
„Good-bye,” the Indian laughed, as he steered the steed up to the blue alone. „Stay healthy! Do not worry about us! We can manage in the world. The world is wide, and my steed knows neither obstacles nor fatigue! Farewell once and for all!”
And, saying that, he twisted the screw even more. The chariot rose into the clouds and disappeared from the eyes of the king, the prince and all the retinue.
Who can describe the despair of Firuz-Szach, his tears and his lamentation? It is rare for anyone to kidnap anyone’s fiancée just before the wedding and escape with her into the clouds on an enchanted horse. This extraordinary coincidence only increased the despair of the poor Firuz-Szach. He decided, however, not to waste his time and to immediately set out on an unknown journey in search of a princess. He dressed up as a dervish, said goodbye to his father, and went into the world – ahead of him, where his eyes would lead him.
The Indian, gliding through the clouds, spoke to a faint princess:
„Wake up and look at me. You must be my wife. Nobody will get you out of my embrace now. So be obedient and accustom yourself to the thought that you belong to me.”
„I love Firuz-Szach,” whispered the princess, waking from the faint.
„Firuz-Szach is far away,” said the Indian, „you will never see him. The enchanted steed will lift us to the other end of the world – into a lonely land where there will be flowers and trees, and birds, and streams, and gardens, and palaces, but not Firuz-Szach.”
„I love Firuz-Szach,” the Princess whispered again.
„Do not repeat these words!” the Indian called angrily. „I am your lord, and you cannot love anyone but me.” If you whisper about your love for Firuz-Szach once more, I’ll drop you from the saddle and you’ll fall into the abyss!”
„I love Firuz-Szach,” the Princess whispered again.
Hearing these words, the Indian grasped her firmly in his embrace, raised over the saddle, and wanted to throw the princess into the abyss that separated them from the ground, but looked again at her face and restrained himself. She was so beautiful that he could not carry out a criminal intention. He put her back on the saddle and silently danced with her along the clouds. After all, hunger began to trouble the Indians. He decided to descend to Earth to satisfy his hunger and travel further. So he twisted another screw, and after a moment the steed, swaying slightly, fell to the forest clearing – empty and lonely. The Indian tied the princess to the tree, left the chariot nearby, and went to the forest to hunt any game. When the Indian went away, the princess tried to break the ropes and escape. But in vain! She was bound so tightly that all efforts came to nothing. Besides, she was weakened by hunger and the unusual events of the last day. She sighed and continued staying – still and quiet. At this moment, she heard the horses running. Several rich and brightly dressed riders entered the clearing. At the head of them, the most beautiful and richly dressed one was riding, probably the king of some country, because he had royal motions and a royal expression on his face. And indeed it was the Kashmiri Sultan with the group of his courtiers.
The Sultan noticed a princess tied to the tree, drove up toward her, and leaning down from a horse, asked,
„Who tied you to the tree, beautiful princess? Because you are a princess, as you have princely attitude and princely facial expressions.”
„I’m guessing you’re a Sultan,” the princess said, „so I’m asking you for a rescue.”
And the princess told the Sultan how the evil sorcerer had stolen her from the house on the enchanted horse, but she was silent about her love for Firuz-Szach… With tears in her eyes, she complained to the Sultan about the Indian, who tied her to the tree to keep her from escaping. Just when the princess finished her story and her complaints, the Indian came back and, seeing what had happened, said to the Sultan:
„This woman tied to a tree is my wife. She betrayed me and that’s why I punished her that way. No one has the right to interfere with our marital quarrel. So I demand that you, the Sultan, with your retinue depart from here and leave us alone. On our own, without any help, we can best come to an agreement.”
The Sultan looked at the Indian first with his left, then with his right eye, and with both eyes, and he cried:
„I see you’re an evil sorcerer and you’ve kidnapped this beautiful princess against her will! But you will not escape with impunity!”
That being said, he gave a sign to his knights to kill the Indian. The knights immediately scavenged the evil sorcerer with their gold swords, while the Sultan in the meantime unties the ropes on the princess’s arms and legs.
„You’re free now,” he said to her. „I invite you to my palace in Kashmir. And the steed I take to my vault.”
The knights gave the princess a white horse with a purple shaprack and a golden saddle and they all went to Kashmir.
Soon the princess was in the palace chamber and, tired, fell asleep. What she dreamt of that night – it is unknown. She probably saw Firuz-Szach in the dream. She slept well and without waking until dawn. At dawn, however, the unusual noise awakened her. She began to listen to this noise and finally understood that it was the sound of trumpets, drums, cymbals, and other instruments. She looked out the window. Crowds of people in the streets surrounded the riders, who at various corners of the street proclaimed to the people that the Sultan fell in love with the princess and decided to marry her today. Therefore he ordered drum beaters and trumpets to increase the ceremony of that day. Before the princess had managed to devise a plan for further action against the Sultan, the door to her chamber widened and the Sultan entered, bowing, smiling, and making the most pleasant faces he could afford.
„Princess,” he whispered, „I bring you a message that will surely make you happy. I do not want to give you this news right away, because too much luck could put you off the hook. I prefer to divide this information into three smaller details that will make up a beautiful whole, namely: firstly – I like you, secondly – I love you, and thirdly – today I have decided to marry you and make you the Kashmiri Sultana.”
And the Sultan narrowed his eyes, wanting to see what impression these words would make on the princess.
Meanwhile, the princess decided to pretend to be a mad person, who did not understand what was said to her. So she started running and hurling around the room, scratching everyone who approached her.
„Unfortunately!” The Sultan cried, wringing his hands. „This beautiful princess is insane! Marrying the insane person is not allowed!”
„I’m sick, from morning to night troubled by a nightmare! I swallowed a monster! I fell into a lake! Save me, for it’s time! Get a doctor for me!” The Princess called, trying to make her words meaningless and unconnected, and, running to the Sultan, she scratched his left cheek with her right hand, and at the same time, hit kicked belly, plump like a pillow, with her leg.
„Oh! Oh! Oh!” The Sultan cried. „Could I expect that this little hand scratches like that and this little leg kicks so! Bring the doctor as soon as possible! May he heal the beautiful princess so that I can finally marry her!”
And the Sultan left, leaving the princess alone in the room. He immediately ordered to bring the most famous doctors. The next day, several famous Kashmir doctors entered the princess’s room. The princess was still running erratically from wall to wall, contorting her face and screaming:
„Come an ell close – I’ll put my nail in your throat! And whoever comes closer – I’ll scratch his eyes! I’m horrible and angry, coming straight from hell itself! I have a gloomy soul and a devil under my skin! My brother – a snake, my sisters – are vipers! Whoever I touch – I will kill! The killed one in the oven I put, and I fry and eat him!”
The doctors, hearing these terrible words, were afraid to approach the princess and examine her pulse and health. If they had investigated, they might conclude that she was only pretending to be sick. But because none of them dared touch the princess, they just nodded their heads and whispered to each other:
„Strange disease… incurable disease… dangerous disease…”
The Sultan, hearing these whispers of doctors, plunged into despair.
„Do you not have any hope of healing the princess?” he asked in a tremulous voice.
„None,” said the doctors in a chorus.
„I love her,” the Sultan whispered, „but she’s insane, so she cannot love me! If you healed her, she would sure confess her love to me and I would be the happiest of all Sultans in the world.”
„We do not doubt that she would love you,” the doctors said, „primarily because you are the ruler of Kashmir.”
„And because I’m beautiful,” the Sultan added, stroking his ugly face with his hand.
„And because you’re rich,” the doctors said.
„And because I’m smart,” he added, making a silly face.
„And because you got her out of the hands of the evil wizard,” the doctors continued.
„And because I have a nice voice, expressive eyes, seductive chin and charming nose,” cried the sultan, sighing deeply.
„Yes!” the doctors said, „You have a lot of advantages, but you have to renounce the princess. We do not know the means to heal her! She’ll be insane all her life.”
Having said these words, they bowed low and left. The Sultan, beaten and bruised by the princess, also left the chamber and went into the palace to meditate on his misery.
At that time, a dervish from a foreign land came to Kashmir. It was Firuz-Szach, dressed as a dervish. Because the entire city was talking about the disease of the Bengali princess and how the Sultan saved her from the violence of the evil sorcerer, the owner of the enchanted steed, Firuz-Szach immediately guessed everything. He was sure his fiancee pretended to be insane to avoid a forced marriage with the Sultan. He immediately ditched the dervish robes, disguised himself as a doctor and went straight to the Sultan’s palace.
It was wondered at the palace that another doctor was going to treat the princess again. The Sultan himself ran for his meeting and exclaimed:
„Unhappy doctor, I no longer hope for your help and your expertise. You’ll just experience kicking with a foot, beating with a hand and cursing so horribly that your hair will stand straight on your head! You will not even be able to get close to a mad princess to test her pulse, but if you want to try your luck – try it! After all, it is difficult to find a wiser, more beautiful and seductive man than me, and yet the princess does not allow me to come closer to herself!”
„I know such mysteries of medicine,” Firuz-Szach said, „and I have the power of look so big I can comfort the princess, and even – if the fate helps me – heal her entirely.”
„So come in as soon as possible to her room,” exclaimed the Sultan, „and do everything for her to recover and finally confess her love to me, because I know she loves me, but madness distorts her mind and disturbs her from throwing herself on my neck with the confession of love.”
Firuz-Szach stroked a grey, added beard and entered the princess’s chamber quickly. The princess, as she saw the doctor, began to run around the room, as usual, screaming and threatening with her claws. The Sultan stood close and watched the scene.
„May your death surprise you, may the devil eat your eyes out, may a madness seize you!” The princess cried, clenching her fists and stamping her legs.
Firuz-Szach approached her and whispered so quietly that the sultan could not hear him:
„Princess, I’m Firuz-Szach, your fiancé, I dressed up as a doctor to save you. Calm down and do not be afraid of anything. Just tell me, where’s the enchanted horse?”
„It seems to me that the Sultan put him into his treasury.”
Meanwhile, the Sultan was amazed at what he saw. For the first time, the first mad princess allowed the doctor to come closer to her. Firuz-Szach examined her pulse and said to the Sultan:
„I think I can cure the sick person, but I have to know beforehand why she got sick. Didn’t she probably have a peculiar event in her life? Maybe an evil charm was put on her, which must be reversed. The world is full of charms, spells, and secrets. I must know exactly what charms possessed the princess.”
„It seems to me,” the Sultan said, „that an evil sorcerer, who had kidnapped her from somewhere on the enchanted horse, possessed her.”
And the Sultan told Firuz-Szach how he had rescued the princess from the evil wizard. Then, Firuz-Szach, after a successful thought, said:
„I come to believe that riding on the enchanted horse is the reason for the madness of the princess. To heal her, I would have to take the charm off of the enchanted horse in her presence.”
„The enchanted horse is in my vault,” the Sultan cried, „you can get him out of there and take the charm off.”
„So tomorrow, when dawn comes, bring me the enchanted horse to the square in front of the palace. The princess should also be there. I have incense whose smoke will destroy all spells, both in the steed and the princess. Then the disease will subside completely.”
Having said these words, Firuz-Szach bowed and left.
The next day, after dawn, the princess and the enchanted horse were brought to the square in front of the palace. Firuz-Szach set up the steed in the centre of the square, and himself with the princess stood just beside the saddle. Then he surrounded the steed and the princess with incense and lit all the incense. Dense smoke, floating in the air, covered the steed and the princess, and Firuz-Szach from the eyes of the Sultan and the courtiers because they all gathered in the square to look at the healing of the princess. At that time Firuz-Szach and his princess mounted the steed, turned the proper screw, and after a while the Sultan and his court saw that the princess was rising above the smoke of the incense in the embrace of Firuz-Szach on the enchanted horse. The Sultan understood that he was betrayed and called:
„Rude doctor, give me back the princess who is delighted with my beauty!”
„I will not give you back the princess,” said Firuz-Szach from his horse, „but I can give you my beard that I had put on myself.”
Saying that he took off his added beard and threw it down so it fell on the bald head of the Sultan.
„Betrayal, betrayal, betrayal!” The Sultan shouted.
„Not a betrayal, but a punishment!” Firuz-Szach replied. „So maybe punish all those who want to marry young girls without asking for their permission first.”
The enchanted steed ran into the blues with the speed of lightning and disappeared from the Sultan’s eyes.
What was the joy of Persia when the Firuz-Szach returned with the princess! That day they were having a great wedding and the Persian king immediately sent the messengers to the king of Bengali with an announcement of the princess’s wedding with Prince Firuz-Szach. The Bengali king was very happy and went to Persia to meet his son-in-law personally. From then on Firuz-Szach and his beautiful wife spent their time in happiness and joy. They often went for a walk in the clouds on the enchanted horse and recalled the old adventures and misfortunes. But they recalled with a smile, and the enchanted horse happily galloped in the blue.